2 czerwca 2023 r.
Theodor Donat: Erdmannsdorf/Mysłakowice osobliwości i historia. Cześć 1

Wydawca: Paul Ertel Jelenia Góra 1887 r.

Z języka niemieckiego przetłumaczyła na język polski Pani Zuzanna Kujat z Mysłakowic.
Zlecił i wynagrodził oraz poprawił, przepisał na komputerze Emil Pyzik.
Książka została odtworzona z płyty którą Emil Pyzik otrzymał od pana Hansa – Ulricha Rudolpha z Molkenweg – Niemcy we wrześniu 2003 r. Pan Ulrich jest synem ostatniego właściciela pałacu w Erdmannsdorf – Mysłakowicach.

Spis treści.

1. Do czytelnika.
2. Położenie wsi.
3. Zjawiska atmosferyczne.
4. Gałęzie przemysłu.
5. Instytucje dobroczynne i stowarzyszenia.
6. Rzeczy godne zobaczenia i osobliwości.
7. Restauracje i zajazdy.
8. Właściciele wsi.
9. Sytuacja chłopów w poprzednich wiekach.
10. Mysłakowice za czasów Gneisenau.
11. Mysłakowice za czasów króla Fryderyka Wilhelma III.
12. Budowa kościoła.
13. Przybycie Tyrolczyków.
14. Planowany zamach na króla.
15. Mysłakowice za czasów króla Fryderyka Wilhelma IV.
16. Założenie tkactwa lnianego.
17. Opis fabryki.
18. Historia wsi ciąg dalszy.
19. Przebudowa pałacu.
20. Mysłakowice za czasów króla Wilhelma I.
21. Kilka słów o autorze.
22. Teodor Donat założyciel – RGV.
23. Historia i dokonania RGV – kalendarium.


1. Do czytelnika.

Podczas pisania tej książki autor miał nadzieję, że poszerzy zainteresowania naszą okolicą członków Związku Karkonoskiego RGV oraz mieszkańców naszej wioski. Zapewne wiele poruszanych przez niego problemów, czytelnicy „ Wędrowca” znają z poprzednich artykułów zamieszczanych w czasopiśmie. Nie jest to oczywiści fachowa historia miejscowości, lecz zbiór wielu ciekawych informacji i faktów, jakie zdarzyły się w minionym czasie w tej małej podgórskiej wiosce, którą król pruski wybrał sobie na swą letnia rezydencję.
Podczas pisania tej książki autor korzystał z następujących publikacji.
1. Thomas „Panujący w Erdmannsdorf”.
2. G. H. Pertz i Hans Delbruck „Życie Gneisenau”.
3. Beheim Schwarzbach „Zillertalczycy na Śląsku“.
4. C. Niefe w Bahrendorf „Ewangeliccy Tyrolczycy”.
5. Śląska Gazeta Regionalna.
6. Zwiastun Karkonoski - roczniki z 1813 – 1871.
7. Źródła pisane:
a. Akta urzędu Erdmannsdorf z tutejszego archiwum.
b. Księgi spisowe z Erdmannsdorf.
c. Wyciągi z aktów Królewskiego Urzędu marszałka dworu za przyzwoleniem królewskiego starszego nadleśniczego von Spankern, sporządzone przez głównego księgowego dworu Fritza Hausadowski.
d. Akta Przędzalni Maszynowej.
Na koniec, autor składa serdeczne podziękowanie wszystkim tym, którzy pomogli mu w pisaniu tej książki, a szczególnie panu Fritzowi Hausadowskiemu.
Erdmannsdorf (Mysłakowice) 24 czerwca 1887 r.

2. Położenie wsi Mysłakowice.

Erdmannsdorf i Zillerthal tworzą jedną wieś, w której znajdują się 4 oddzielne majątki i związki gminne. Zamek – pałac, wieś, kolonia tyrolska i fabryka. We wsi znajduje się 1.720 mieszkańców, w zdecydowanej większości to ewangelicy. Miejscowość znajduje się w południowej części Kotliny, 1 mila od Jeleniej Góry, ¾ mili od Kowar i 1 i ¼ mili od północnego podnóża Śnieżki oraz leży na wysokości od 380 – 410 m n. p. morza bałtyckiego. Przez wieś przepływa od południa na północ rzeka Łomnica, biorąca swoje początki w karkonoskich stawach oraz druga rzeka Jedlica (żelazny strumień), która przepływa we wschodniej części miejscowości, a wypływająca powyżej miasta Kowary. Obie rzeki łączą się we wsi Łomnica, by wnet wpłynąć do Bobru.
Rzeki te często w czerwcu i lipcu powodują katastrofalne powodzie zalewając Mysłakowice i Łomnicę. Między nimi leży spory obszar ziemi tzw. płaskowyż wznoszący się i ciągnący powoli aż do stóp Śnieżki. Na zachodzie, rejon ten oddzielają Wzgórza Łomnickie, zbudowane z granitowego porfiru od wsi Sosnówka, Staniszów i Czarne. Na szczególną uwagę zasługują wzgórza „ Affenberg – Małpia Góra” (nazwa wywodzi się od przezwiska), „Schiestlis Hohe – Szczyt Szistla”, „ Rotherberg – Czerwona Góra” (od nazwiska ministra Rothera, który miał pieczę nad budową kościoła i przebudową pałacu), Mischerberg, „Kreuzberg – Góra Krzyżowa” (na górze znajduje się wielki kamienny krzyż), wszystkie położone są na terenie Mysłakowic. Na południu, lekko wznosząc się rozciąga się łagodnie równina, która sięga aż do stóp olbrzymiej Śnieżki. Wioski Miłków i Ścięgny, tworzą południową granicę dla miejscowości.
Na wschodzie rozciąga się zalesione wzgórze Gneisenauberg – Ameisberg – Mrówcza (nazwa pochodzi od licznych wielkich mrowisk), która swym grzbietem sięga aż po sam park w Bukowcu. Obok góry położona jest wioska Kostrzyca, która przytula się na całej długości do rzeki Jedlicy. Nieco bliżej znajduje się osiedle Pfaffengrund. W kierunku północnym dolina obniża się w kierunku wsi Łomnica, Wojanów aż do samego Bobru.
Na horyzoncie od wschodu, południa i zachodu widoczne jest pasmo górskie: Rudawy – Grzebień Kowarski – Grzebień Kamieniogórski ze skałami Friesensteine – Skalnik, Forstkamm – Grzebień Leśniczy, Karkonosze – Riesenkamm. Ten olbrzymi masyw górski z położoną pośrodku Śnieżką, rozciąga się na zachód aż do Raftrager – Szrenicy, do której przylega jeszcze Hochstein – Wysoki Kamień jako wschodni występ Gór Izerskich. Gdzie spojrzysz rozciągają się olbrzymie połacie lasów świerkowych. Na północy sterczą Góry Sokole, a za nimi zamknięty łańcuch Gór Kaczawskich.

3. Zjawiska atmosferyczne.

To malownicze piękno przeobrażającej się przyrody, poprzez zmiany atmosferyczne widocznej dekoracji, tworzy z tego terenu punk kulminacyjny Riesengebirge – Karkonoszy. Ciągle zmieniające się układy chmur, prowadzą nad górskimi stokami swoje fantastyczne gry, które mieszkańcy tej równiny obserwują z wielkim i żywym zainteresowaniem, ponieważ góry tym przelotnym kształtom nadają malownicze kulisy, a ich wzniesienia przedstawiają pożądaną skalę do oceny wysokości warstwy chmur. Jak strzępki, tak chmury przywierają czasami do wierzchołków drzew lasów świerkowych i rosną w kilka minut do wielkich rozmiarów i oblewają w krótkim czasie wędrującego i wesołego turystę, jakby złośliwie ze złym humorem strugami deszczu. Niedługo potem leżą jak gruba, śnieżnobiała powłoka na górskim grzebieniu, a nawałnica, która powinna je przepędzić, wydaje się że chyba je jeszcze mocniej do tych wierzchołków przyciska. Potem znowu piętrzą się wysoko, przybierając kształt leżących pod nimi górskich masywów i udają wierzchołki, które mogą się mierzyć ze szczytem na wysokości. Gdy wysokie szczyty gór okrywają się śnieżno białą błyszczącą togą, to z mysłakowickiej doliny urzekają olśniewającym urokiem.
W połowie stycznia, na wschodnim zboczu stożka Śnieżki, ukazuje się na około 10 minut przed godziną 800 wąska złotawa smuga, wschodnie ściany budynku żarzą się w porannej poświacie. Kilka minut później zaczyna świecić ożywioną czerwienią szeroki, okrągły wierzchołek Hoher Rad – Wielkiego Szyszaka. Dolina jest już rozjaśniona, ale słońce jest jeszcze za długim wałem Grzbietu Kowarskiego schowane. Teraz ukazują się na ostrych brzegach Wielkiego Stawu żarzące się smugi i kontrastują na białej powierzchni śniegu z głębokimi cieniami wystających zboczy i szczytów górskich z najwyższą ostrością. Wnet ukazuje się świątynia Vang ze swoim osobliwie ozdobionym dachem, z wieżą dzwonnicy, przyjaznym domem pastora, w jaskrawym świetle, wyraźnie i na pozór złudnie blisko przed oczami, iż ktoś niedoświadczony oszacuje tą odległość najwyżej na pół godziny drogi, podczas gdy rzeczywisty czas na dojście tam wynosi 2,5 godziny drogi marszu.
Grupa skalna Dreisteine i Mittagstein – Trzy Kamienie wychodzi ostro z lustrzanej powierzchni śniegu. Na dalekim zachodzie błyszczy wieża i wysoki mur Chojnika. Lekkie mgły unoszą się nad doliną, wysoko w powietrzu chmury mają kolor różowy! Oto! w 30 minut po pojawieniu się pierwszego słonecznego promienia, zabłysły nagle okna położonych blisko domów oślepiającym blaskiem. Słońce przebiło się nad Kowarskim Grzbietem. Dla doliny nastał nowy dzień.
Do mało przyjemnych zjawisk naturalnych w tutejszych górach, zaliczyć należy występujące szczególnie w marcu i październiku, gwałtowne burze, z których najsilniejsza jest ta południowo – wschodnia. Zbliżająca się burza zapowiadana jest kożuchowym układem chmur na górskim grzbiecie oraz huczeniem i wyciem w górnych warstwach atmosfery jako ostrzeżenie dla mieszkańców doliny. Później formułuje się na południu otwarta półokrągła brama sięgająca prawie do zenitu, zaś w kierunku północnym cofa się wielka nawałnica chmur. Kiedy taka nawałnica runie z gwizdem i hukiem w dolinę z wysokości gór, obali najsilniejsze drzewa, wybije szyby w oknach, pozrywa dachy z domów, nie toleruje ognia pod piecem, zaś na podwórku powali ludzi i zwierzęta na ziemię. W tym czasie należy się schować w 4 mocnych ścianach i zgromadzić wszystkich domowników aby wspólnie przeczekać złowrogą, niszczącą nawałnicę.
W ostatnim czasie klęski powodziowe zbyt często nawiedzają nasz górski rejon. Rzadko trafiają się w czasie wiosennych roztopów śniegu, kiedy każdy mieszkaniec wtedy się ich najbardziej spodziewa, lecz bardzo regularnie występują w porze letniej podczas żniw. Grzmiąc, przetaczają się brązowe bałwany niczym fale morskie, w prawie często pustym korycie rzeki Łomnicy. Z szaloną prędkością, druzgocząc po drodze wszystko, co jest niestabilne, strącając wielki odłamy skał z łatwością z ich miejsc, obrywają brzegi, zalewają łąki, pola, drogi, mosty i kładki, niszcząc w krótkim czasie mozolną i kosztowną pracę człowieka trwającą niekiedy kilka lat.
Opis wsi.
Naszą dolinę przecina żelazna kolej z Jeleniej Góry do Kowar i Karpacza, podobnie jak szosa prowadząca też z Jeleniej Góry do Kowar oraz wiejskie drogi do Łomnicy, Miłkowa, Staniszowa i Karpnik czy Bukowca. Powierzchnia tego regionu wynosi 1.250 ha, z których w przybliżeniu 400 ha to posiadłość majątku, 650 ha to posiadłość gminy. Lasy zajmują około 170 ha. We wsi znajduje się 210 domów. Pola to gliniaste gleby, pełne żwiru i kamieni, jednak przez pieczołowitą pielęgnację stały się uprawne, urodzajne i należą do najlepszych w Kotlinie, szczególnie pola należące do majątku Tyrolczyków.

4. Gałęzie przemysłu.

1. Wielka Mechaniczna Przędzalnia Lnu należąca do Towarzystwa Akcyjnego, a od roku 1872 do Królewskiego Handlu Morskiego, posiada 13.700 wrzecion i 300 mechanicznych krosien oraz 100 zatrudnionych tkaczy ręcznych. Ogółem liczba pracowników szacowana jest na około 1.200 osób. Wielka bielarnia również związana jest z fabryką. Maszyny parowe i koła wodne fabryki posiadają moc około 800 KM (koni mechanicznych). Fabryka produkuje łańcuchowe nici lniane w numeracji 18 – 60 oraz pakuły niciane w numeracji 8 – 30. Ponadto płótno surowe i pobielane o różnych wymiarach i szerokościach, wzorach, grubości i delikatności. Dochód z produkcji wynosił w czasach dobrej koniunktury około 4.000.000 marek. Obecnie fabryką kierują dyr. Nagel i Mayer.
2. Fabryka Manekinów – popiersi, dostarcza drewniane, druciane modele, dla potrzeb magazynów modnych towarów. Firma rozwija się z wielkim powodzeniem. Właścicielem jest Theodor Haroske.
3. Fabryka Gwoździ – drucianych ćwieków.
4. Browar.
5. Dwa młyny wodne.

5. Instytucje dobroczynne i stowarzyszenia.

Szpital Joanitów – założony w 1854 r. Przełożonym jest królewski starosta książę Henryk Reuss IX.
Stowarzyszenia.
1. Narodowy Związek Kobiet – przewodniczącą jest pani naczelnik von Munhchausen..
2. Towarzystwo Turystyczne RGV – założone 3 sierpnia 1880 r. Do którego należy już 220 członków a przewodniczącym został Teodor Donat. Sekcja posiada wartościową kolekcję minerałów, w której znajduje się wiele drogocennych kamieni a znajduje się ona w hotelu u pana Siecke. Chętnie udostępniana jest zainteresowanym turystom czy członkom towarzystwa. Informacja znajduje się u kupca A. Hinckego.
3. Ochotnicza Straż Pożarna – jej dyrektorem jest królewski ogrodnik Teichler.
4. Wojskowy Związek Pogrzebowy – dyrektorem jest kapitan Teichler.
5. Związek Przeciwko Żebraniu – jego naczelnikiem jest dzierżawca majątku rycerskiego w Bukowcu.
6. Ewangelicki Związek Mężczyzn i Młodych – liczy 100 członków, a założony został w 1886 r. dnia 10 listopada, a przewodniczącym jest pastor Trestler.

6. Miejsca warte zwiedzenia.

1. Zamek królewski – pałac z wieżą. Obecny pałac to dzieło Stulera ukończone w 1844 r. Za panowania króla pruskiego Fryderyka Wilhelma IV. Wnętrze jest skromnie urządzone bez wybitnych dzieł sztuki. Jedynie w sali jadalnej znajduje się cenny obraz przedstawiający założenie klasztoru w Trzebnicy przez Henryka I i jego małżonkę św. Jadwigę, pędzla prof. Hermanna. Przed pałacem stoją dwie figury heroldów które są dziełem wrocławskiego mistrza blacharskiego Vogta. Opodal zamku w parku stoi dom księżnej Legnickiej.
2. Kościół ewangelicki – z wieżą, która w poprzedniej postaci była bez ostrego zakończenia dachu i była wierną kopią Campanile die San Marko w Wenecji. We wnętrzu znajduje się piękny obraz ołtarzowy – Chrystus pomiędzy dziećmi pędzla prof. Remy. Przed wejściem są dwie kolumny marmurowe podtrzymujące
przedsionek a pochodzące z Pompei. Zaś na placu przed kościołem stoi metalowy krzyż z brązu z medalionem przedstawiającym fundatora kościoła, czyli króla pruskiego Fryderyka Wilhelma III. Dzieło to jest wymodelowane przez Ch. Raucha.
3. Park zamkowy – pałacowy według planów Królewskiego Dyrektora Ogrodów – Lenne. W parku znajdują się piękne stawy ożywione przez łabędzie i wodne kaskady. Całość porastają różnorodne grupy drzew, między którymi znajdują się wypielęgnowane alejki żwirowe. Szczególnie godna uwagi jest brama ze szczęk wieloryba wielkości 6 m, która znajduje się na północnej stronie stawu. Dalej plac Humboldta ze wspaniałym widokiem na pobliskie góry.
4. Kolonia tyrolska – Zillerthal – najlepiej się przedstawia, gdy idziemy od dworca kolejowego w kierunku fabryki lniarskiej.
5. Góra Gneisenauberg – wysokości 500 m z belwederem, który sam założył. W środku belwederu znajduje się wystawiona przez króla Fryderyka. Wilhelma III – tablica orientacyjna. Obecnie rozpoczęto przetrzebianie mocno zarośniętego szczytu góry, by przywrócić wspaniały widok na panoramę gór i okolicę. Na górę można wejść specjalnie przygotowanymi drogami; pieszo, konno lub powozem (droga specjalnie przygotowana dla króla Fr. Wilhelma III) Drogi oznaczone są specjalnymi kolorami od samej leśniczówki na szczyt.
6. Góra Czerwona – Rotha – ze szwajcarskim – tyrolskim domem. Jest to własność królewska wybudowana dla ministra Rothera, obecnie zamieszkana jest przez generała podporucznika hrabiego von Roderna.
7. Wzgórze Schiestl – wzgórze Szistla z ławką zrobioną przez RGV. Rozlega się stąd wspaniały widok na wysokie góry i całą Kotlinę.
8. Chudy Świerk – restauracja, pół godziny na południowy zachód od Mysłakowic na Małpiej Górze. Z tego miejsca rozpościera się wspaniały widok na Śnieżkę.
9. Góra Mischer – opłaca się tu wejść by ujrzeć piękny widok na północ i wschód.
10. Góra Krzyżowa – widoczna jest z daleka z kamiennym krzyżem.
11. Ser i Chleb – to grupa skalna położona tuż przy szosie do Jeleniej Góry po prawej stronie, jest to również osobliwość geologiczna.
12. Dąb Królewski – stoi przy drodze od pałacu w Mysłakowicach do pałacu w Karpnikach, 15 minut drogi od ostatniego gospodarstwa. Takie ogromne i zdrowe drzewo rzadko można znaleźć w okolicy. Na wysokości 1,5 m nad ziemią obwód jego pnia wynosi 5 m. Wysokość 18 m, korona gałęzi to około 60 m. Aż do samego szczytu – czubka nie zobaczysz tam cienkiej gałęzi. Ponieważ ten olbrzym jest cały zdrowy, dlatego jego żołędzie służą od wielu lat do uprawy nowych kultur na terenach leśnictwa hrabiów Schaffgotsów.
13. Czarodziejski Dąb – niedaleko majątku ze stojącą pod nim ławką.
14. Leśniczówka – pięknie położony dom u podnóża góry Gneisenau.

7. Restauracje i zajazdy.

1. Hotel Sieks – dom szwajcarski, w pobliżu pałacu.
2. Hotel Wernera – w Zillerthalu, obok fabryki lniarskiej.
3. Hotel Goldnen Stern – pod Złota Gwiazdą, przy drodze do Miłkowa.
4. Zajazd Ferdynanda Schmidta – za kościołem na ostrym zakręcie.
5. Restauracja Tyrolska – Kriebela przy drodze na dworzec.
6. Restauracja Raupacha – naprzeciw Polamu.
7. Gospoda Eisenbach – Wilhelm Ruger, kolejowa po przeciwnej stronie dworca.
8. Gospoda Buche – za szpitalem obok mostu.
9. Gospoda Schweizerhof – za dworcem w stronę Kostrzycy.
Prywatne mieszkania służyły noclegami dla wczasowiczów.
Wszelkie informacje turystyczne u kupca A. Hinke, biuro RGV.
Lekarz – przyjmuje na miejscu i w nagłych wypadkach.
Szpital – przyjmuje w ciężkich przypadkach, tu można otrzymać pomoc o każdej porze dnia i nocy oraz schronienie.

8. Właściciele wsi.

Spośród wiosek Śląska, a szczególnie w Karkonoszach jest miejscowość Erdmannsdorf – Mysłakowice, które jest „dzieckiem szczęścia” wspinającym się na wyżyny. Z ubogiej i małej oraz nic nie znaczącej wioski, mającej na początku XIX wieku zaledwie 700 mieszkańców i niczym się nie wyróżniająca w przeszłości, została nagle obdarowana łaską i zdobyła sobie sławę w Prusach i całych Niemczech. Boża natura i królowie pruscy obdarowali ten kawałek ziemi wszelkimi dobrodziejstwami, jakie kiedykolwiek wioskę śląską spotkały. Pomiędzy biednymi a krytymi słomą chałupami, powstał uroczy zakątek czyli letnia rezydencja magnata a później samego króla.
Wskazane zatem jest, zanotować wszystkie wydarzenia jakie się tu odbyły, bo Erdmannsdorf – Mysłakowice posiada ich więcej niż okazałe niektóre miasta pruskie, ponieważ przez długi czas było w centrum zainteresowania rodziny królewskiej. Minęły już te czasy, gdy promienie królewskiej łaski błyszczały tak jasno, ale może kiedyś jeszcze wróci ten dzień, kiedy bramy tak długo opuszczonego zamku – pałacu, od nowa się otworzą. Wtedy szczęśliwe i radujące się serca naszych współobywateli na nowo się zapalą gdy z wysokiej wieży strażniczej pałacu pojawi się znak, że królewskie powozy zdążają w kierunku Erdmannsdorf – Mysłakowic z Jeleniej Góry.
Ta wybrana wieś, w swojej dawnej przeszłości nie może się pochwalić żadnymi wielkimi przodkami. Ponure obrazy śląskiej historii w czasach sprzed Fryderyka Wielkiego, powtarzają się także tu w naszych rejonach. Trudno zapewne będzie złożyć razem tych niewiele dat i faktów, które dadzą nam wiedzę o dawnych mieszkańcach, które na 37 pergaminach przechowały się do dnia dzisiejszego. Przedstawiają one dawnych szacownych właścicieli, wysoko urodzonych Panów w Erdmannsdorf – Mysłakowicach, którym kolejno nadawane były przez księstwo świdnicko – jaworskie te ziemie w lenno, ale o ich poczynaniach te pergaminy niestety milczą. Można tu spotkać tylko nikłe wspomnienia o ich dawnej egzystencji dla ludzi dzisiejszej generacji końca XIX wieku.

Dokumenty z Erdmannsdorf (w posiadaniu administracji majątku).
1. 1385 r. Dokument (list) o przekazaniu w lenno majątku Henrykowi i Gunterowi von Molberg.
2. 1410 r. Ugoda spadkowa Henryka Stange ze swymi braćmi, dająca mu pierwszeństwo do młyna.
3. 1421 r. List o przekazaniu w lenno Górnych Mysłakowic pozostawiony po zmarłym bezpotomnie Nickelu Stange dla Henryka Pohla.
4. 1425 r. Pismo lenne (list) dotyczący młyna pozostawionego przez Georga Stange Albrechtowi Stange.
5. 1507 r. List o przekazaniu w lenno Mysłakowic, pozostawiony przez Kunca Stange, Hansowi Zedlic zwanego Alfe.
6. 1518 r. Pismo lenne dotyczące lasów w Mysłakowicach, a sprzedane przez Georga Stange, Hansowi Zedlitz.
7. 1529 r. Pismo lenne o Mysłakowicach jako całości majątku Jakuba Zedlitz zwanego Alfe, pozostawionego dla pani Anny Alfe i jej córki.
8. 1538 r. List o przekazaniu w lenno Górnych Mysłakowic, pozostawiony przez Georga von Zedlitz, Albrechtowi Zygmuntowi von Zedlitz.
9. 1556 r. List zastawny Urszuli von Zedlitz na ponad 200 guldenów węgierskich za Mysłakowice i należącym do tego folwarkiem w posiadaniu Adama Zedlitz Alfe.
10. 1558 r. List zastawny pozostawiony Urszuli von Zedlitz zwanej Alfe, na Adama i Georga Hansen, synów Jakuba zedlitz zwanego Alfe.
11. 1567 r. Dokument jak Kasper Stange sprzedaje majatek w Środkowych Mysłakowicach, Sebastianowi Zedlitz.
12. 1576 r. Pismo o przekazaniu w lenno, a dotyczące Górnych i Środkowych Mysłakowic, pozostawione Krzysztofowi von Zedlitz.
13. 1577 r. Pismo lenne dotyczące Górnych Mysłakowic, pozostawione przez Kaspra Stange, Krzysztofowi von Zedlitz.
14. 1587 r. Pismo lenne dotyczące Mysłakowic, a pozostawione przez Georga Stange dla Albrechta Stange.
15. 1595 r. Pismo lenne dotyczące folwarku w Mysłakowicach lub Środkowych Mysłakowic, dające pełnomocnictwo do tego majątku a pozostawione przez Georga von Zedlitz swojemu bratu Henrykowi von Reibnitz.
16. 1638 r. Pismo lenne dotyczące Dolnych Mysłakowic, pozostawione przez Martę Unruch von Reibnitz, Fryderykowi von Reibnitz.
17. 1671 r. Pismo lenne dotyczące Górnych Mysłakowic, pozostawione przez Georga von Reibnitz na Staniszowie, Hansowi von Reibnitz na Bukowcu.
18. 1682 r. Pismo lenne dotyczące Dolnych Mysłakowic, pozostawione przez Georga Wilhelma von Reibnitz, Franciszkowi Thomagnini na Łomnicy.
19. 1709 r. Pismo lenne dotyczące Środkowych Mysłakowic, pozostawione przez Henryka von Reibnitz, Krzysztofowi Fryderykowi von Reibnitz.
20. 1715 r. Pismo lenne dotyczące Dolnych Mysłakowic, pozostawione przez Johanna Franciszka von Thomagnini, Franciszkowi Józefowi Schagnetti von Thomagnini.
21. 1716 r. Pismo lenne o tak zwanym przymusie młynarskim, mysłakowickich młynarzy dotyczącym staniszowskiej gminy, a pozostawiony przez Abrahama Ernsta von Debschutz dla Krzysztofa Fryderyka von Reibnitz, pana na Górnych, Środkowych i Dolnych Mysłakowicach.
22. 1717 r. Pismo lenne dotyczące Dolnych Mysłakowic, pozostawione przez Franciszka Józefa Schagnetti von Thomagnini dla Krzysztofa Fryderyka von Reibnitz.
23 – 26. 1736 r. Cztery pisma lenne dotyczące Górnych, Środkowych i Dolnych Mysłakowic oraz młyna, przekazane przez Krzysztofa Fryderyka von Reibnitz, Maksymilianowi Leopoldowi von Reibnitz.
27 – 30. 1761 r. Cztery pisma dotyczące Górnych, Środkowych i Dolnych Mysłakowic oraz młyna, pozostawione przez barona von Kottwitz jako opiekunów spadku po Maksymilianie Leopoldzie von Reibnitz dla Gotloba Fryderyka barona von Richthoff.
32 – 34. 1803 r. Cztery pisma lenne pozostawione na Christiana Gotharda Ludwiga barona von Richthoff jako spadkobiercę, radczyni sprawiedliwości, baronowej von Richthoff Anny Eleonory urodzonej von Buchs.
35 – 38. 1809 r. Cztery listy lenne z Mysłakowic, przekazane przez Fryderyka Daniela von Richthoff dla hrabiego Fryderyka Wilhelma Emila von Kalkreuth.
Najstarszy dokument z Mysłakowic mówi o wzajemnej umowie dziedzicznej, którą dwaj bracia Henryk i Gunter Molbergowie zawarli w czasie zapustów, we wtorek 1835 r.w Kamiennej Górze. Umowa ta zatwierdzona została przez księżnę Świdnicko – Jaworską Agnieszkę. W dokumencie tym nazwa Erdmannsdorf nie pojawiła się, być może wioska ta takiej nazwy wtedy nie miała, lecz nie ma żadnej wątpliwości że dokument ten dotyczy Mysłakowic, ponieważ znajduje się w listach lennych w archiwum które w całości dotyczą Mysłakowic i oznaczony jest numerem 1.
Jako świadkowie tej umowy wymienieni są szlachcice z tego czasu: Henryk von Czirnen, Kunemann von Zedlitz, Gunter von Ronow, Buhar Widberg, Henryk i Rajntsz von der Cirle. W roku 1410 Mysłakowice były w posiadaniu rodziny Stange, do której należał także Staniszów i wtedy już została wymieniona nazwa Erdmannsdorf – Mysłakowice. W późniejszym dokumencie jest także wymieniona ale Hertmannsdorf, lecz wydaje się że jest to błąd kancelisty.
Rodzina Stange to niemieccy przybysze na śląską ziemię. Członkowie tej rodziny odznaczyli się w bitwie z Tatarami w 1241 r. Pod Legnicą, przez to dla późniejszej chwały mogli nosić w swym herbie czerwoną czapkę tatarską nałożoną na hełm. W dokumencie z 1410 r. wymieniony jest niejaki Henryk stange, który ze swoimi braćmi zawarł umowę o położonym w Środkowych Mysłakowicach, ale należącym do Górnych młynie, później młynie zamkowym, Prawne skutki tej umowy przetrwały aż do końca XIX wieku, kiedy to ubogi w wodę Staniszów, był uzależniony od mysłakowickiego młyna, to znaczy że mieszkańcom Staniszowa nie wolno było nigdzie indziej mielić zboża, jak tylko w Mysłakowicach.
Za to panowie na Staniszowie posiadali 1/3 część prawa własności do młyna. Dokument ten, który zarazem potwierdza, że Mysłakowice już wtedy były podzielone na 3 majątki; górny, środkowy i dolny, potwierdzony był przez Janko von Chotenitza. Mieszkańcy tej podgórskiej wioski do końca XIX wieku zachowali pamięć o prastarej rodzinie Stange, dlatego jedną z gór nazwali Górą Stange – Stangenberg, na której znajduje się zamek księcia Henryka, pomiędzy Staniszowem a Sosnówką.
. Henryk Stange, żył w czasie reformatora Jana Husa. Jego krewniak Łukasz Stange był obecny na soborze w Konstancji, na którym zapadł wyrok spalenia żywcem na stosie wiernego swym przekonaniom reformatora Jana Husa. Czy Łukasz Stange zaaprobował ten fatalny w skutkach wyrok? Na to nie ma żadnego dokumentu. Być może, na to pytanie należy dać odpowiedź przeczącą, ponieważ byli tam także obecni 3 panowie von Zedlitz, którzy z Janem Husem sympatyzowali. Społeczeństwo Śląska, nawet w najmniejszym stopniu nie interesowało husyckie dążenie reformatorskie, ponieważ Hus był Czechem. Pomiędzy Czechami a Niemcami nie było wówczas jak i później wielkiej przyjaźni, a być może że taki dzień nigdy nie nastąpi, gdy tych dwóch sąsiadów wypali wspólnie fajkę pokoju.
Po haniebnym wyroku w Konstancji, wybuchła wojna husycka, która ogarnęła również ziemie śląskie. Dzikie hordy miały wiele powodów by napadać na miasta, wioski czy zamki śląskie, dopuszczając się okrutnego aktu przemocy. Ze wściekłą furią nasz kraj został spustoszony, wiele miast spłonęło, w obronie ich zginęło bardzo dużo ludzi. Jeleniej Górze udało się jednak szczęśliwie wściekły atak odeprzeć, dzięki położeniu i bohaterskiej obronie przez wszystkich mieszkańców.
W XVI wieku pojawiła się na tym terenie znakomita rodzina von Zedlitz. Zedlitzowie nie mieli w posiadaniu całej naszej wioski. Ojciec rodu Zedlitz nazywał się Dico lub Dittrich von Zedlitz. Przybył on około 1200 r. Z saksońskiego Voigtlandu na Śląsk, poślubił córkę Judytę Witticha von Zirn z Nowego kościoła koło Świerzawy i zamieszkał z nią w Maciejowej koło Jeleniej Góry. Został ojcem 9 synów, którzy osiedlili się na tym terenie. Jeden z synów miał na imię Opitz i odziedziczył po ojcu posiadłość w Maciejowej.
Ten Opitz von Zedlitz, stał się ojcem rodu linii, która otrzymała nazwę „Affe”. A stało się to tak: W dawnych czasach słowo Opitz pisano Apecko lub Afecko, później skrócono to słowo i pozostało tylko, nie przynoszącą wówczas żadnego uwłaczania nazwę „Affe” – małpa. Panowie von Zedlitz , do których należały także: Łomnica, Komarno i Niesytno, mają na swojej tarczy herbowej trójkątną klamrę ze złamanym kolcem. Dawno temu jakiś Zedlitz tak walecznie uprawiał szermierkę, że kolec przy klamrze u pasa od szpady odskoczył.
O rodzinie von Zedlitz przypomina nazwa położonej na granicy Staniszowa Góry Affenberg i znajdującej się tam kolonii o tej samej nazwie, z malowniczo położoną , wyśmienitą oberżą „Pod Suchym Świerkiem”. Jednak na szyldzie gospody stoi zielone drzewo. Zedlitzowie byli na Dolnym Śląsku tak rozprzestrzenieni, że mało jest wiosek które nie byłyby w ich posiadaniu. Jako pierwsi pośród Ślązaków, brali żywy udział w luterańskiej reformacji kościoła, szczególnie zaś Zygmunt von Zedlitz z Nowego kościoła oraz jego syn Jerzy. Jego ojciec z dwóch żon miał 27 dzieci, stąd zwany był płodnym. Zmarł w rzadkim wieku 108 lat, dnia 25 lipca 1552 roku.
W wydanym w 1600 r. piśmie Lindnera jest o Zygmuncie von Zedlitc następująca wzmianka; w 1415 r. spalono Jana Husa. Niedługo po tym papiści zaczęli okazywać ciągłą wrogość Zygmuntowi von Zedlitz z Nowego Kościoła nazywając go „husyckim kacerzem”, rzucili na niego klątwę i przez to dali powód do wrogości z jego strony. Zygmunt kazał w Nowym Kościele zbudować dla nich pod ziemią więzienie bez okien (nad więzieniem znajdowała się wielka izba), aby więźniowie nie wiedzieli czy jest dzień czy noc. Tych którzy go obrzucili klątwa kazał chwycić i wrzucić do tego więzienia. Więzienie to przetrwało do końca XIX wieku. Zygmunt dowcipnie im oznajmił, że jego klątwa okaże się silniejsza niż ich. W więzieniu nie uczynił im nic złego na ciele, jak to uczynił von Kokeric, który w okrutny sposób kazał okaleczyć papistów.
Jerzy Zedlitz w 1518 r. posłał dwóch swoich poddanych zwanych Wittwer (wdowy) do Witenbergi do dr. Martina Lutra, aby go zapytać czy jest on może tym łabędziem o którym Hus przepowiedział przed stu laty, że przyjdzie i wiarę Husa będzie kontynuować. Luter odesłał obu wdowców z augustyńskim mnichem Melchiorem Hoffmanem a pochodzącym ze Złotoryi z powrotem do von Zedlitza z odpowiedzią; „Czas pouczy, co Bóg z nim postanowi”. Melchior Hoffmann został pierwszym luterańskim kapłanem na Śląsku.
W roku 1550 kiedy Jakub von Zedlitz miał Dolne Mysłakowice, a Albrecht i Ditricht Stange Środkowe i Górne, przedsięwzięto ze strony Naczelnego Zarządu Krajowego w Jaworze oszacowania, użytkowanych majątków rycerskich wraz z ustaleniem usług ze strony rycerzy.
Po wojnie 30 – letniej spotykamy panów von Reibnitz w Mysłakowicach. Ród ten jest również jednym z najstarszych na Śląsku. Ich rodowa miejscowość to Rybnica. Ich herb zawiera białą tarczę, która jest podzielona na 5 części przez dwa przecinające się czerwone bierwiona, a na hełmie znajdują się rogi bawoła. Z tego rodu wyróżnia się Fryderyk Lucae który w 1688 r. jako szczególnie wykwalifikowany i przykładny kawaler pana Diprandta von Reibnitz, naczelnika księstw Świdnicy i Jawora i Henryka von Reibnitz pana na Bukowcu, Staniszowie i Mysłakowicach. Jako poeta i pisarz wyróżniał się Jerzy Wilhelm von Reibnitz zmarły w 1765 r. Po przejęciu Śląska przez Prusy, był on jednym spośród 8 autochtońskich arystokratów, których Fryderyk II powołał do Rady dnia 8 listopada 1741 r. i został starostą okręgu jaworskiego. Krzysztof Fryderyk i Jerzy von Reibnitz założyli nową księgę zapisów dla Mysłakowic w 1678 r, bo wcześniejsza zaginęła w czasach niespokojnych zamieszek wojny 30 – letniej.
Ostatnim z mysłakowickich Reibnitzów dane było wziąć w posiadanie wszystkie trzy części Mysłakowic, jak również staniszowskie prawo do zamkowego młyna oraz
przysługujące Jeleniej Górze prawo do Wyższego Sądownictwa. Ziemie nabyto częściowo drogą spadkową i częściowo przez zakup. Za ich rządów powstał prawdopodobnie stary pałac egzystujący jeszcze za czasów Gneisenau. Reibnitz był bogatym panem, bo należały do niego: Mysłakowice, Bukowiec, Kostrzyca, Radomierz i Pisarzowice. Zmarł w bezdzietnym małżeństwie w 1759 r. i został pochowany w grobowcu przy głównych drzwiach przy wejściu do kościoła katolickiego w Łomnicy.
Jego siostrzeniec Karol Fryderyk Wilhelm von Kotwitz, odziedziczył po nim majątek w Mysłakowicach. Pamięć swojego wujka uczcił wspaniałym pomnikiem z marmuru, wzniesionym na kościele w Łomnicy. Kamień zapewne już mocno zwietrzony w XIX wieku, posiadał w swych 4 kątach herby rodów von Netz, von Dobschutz i von Reibnitzów. Wilhelm von Kottwitz, nie zdążył nacieszyć się swoim spadkiem, gdyż został wyrwany z tego świata przez morderczą ospę, pozostawiając majątek w Mysłakowicach swojej matce. Matka sprzedała majątek w 1761 r. Gotlobowi Fryderykowi baronowi von Richthoff , panu na Gross – Rosen w okręgu świdnickim. Jego drugą żoną była Joanna Eleonora von Buchs, córka znakomitego i poważnego jeleniogórskiego kupca i radnego Daniela von Buscha.
Von Busch był już właścicielem Wojanowa, Bobrowa i Dąbrowicy. Eleonora von Busch przez długi czas zarządzała dobrami w Mysłakowicach. Jej imię jest jeszcze w pamięci niektórych mieszkańców wioski którzy nazywali ją Buchsa – Lore. Z rodziny baronów von Richthoff Mysłakowice przeszły w posiadanie hrabiego Fryderyka Wilhelma Emila von Kalkreutch. Dnia 7 sierpnia 1809 roku zmarł mu jeden z synów w dziecięcym wieku, którego za pozwoleniem władz duchownych pochowano w ogrodzie mysłakowickiego majątku. W 1816 roku dobra mysłakowickie kupił znany i słynny generał – feldmarszałek August Neidchart von Gneisenau i obrał sobie tą wioskę na swoją siedzibę rodową na pozostałą część swojego życia.

9. Sytuacja chłopów w poprzednich wiekach.

Wypada aby przynajmniej trochę zająć się sytuacją chłopów – wieśniaków, o których w dokumentach często pisano „pracowici poddani”. Wszyscy mieszkańcy wsi, jedni w większym drudzy w mniejszym stopniu, byli zobowiązani służyć wiejskim właścicielom. Tak długo jak Śląsk był polski aż do roku 1.200, wieśniak, znajdował się w położeniu niewolnika. Gdy po 1.200 r. nastąpiła szybka germanizacja tego terenu, w części Śląska znikła niewola pańszczyźniana, w pozostałej części Śląska, pańszczyzna została zniesiona dopiero przez Fryderyka Wielkiego.
Poddany chłop otrzymywał ziemię od swego pana tylko w użytkowanie, nie należała do niego na własność a tym bardziej nie obowiązywało dziedziczenie. Chłop, był całkowicie zależny od pana i mógł być nawet przez niego sprzedany. Jeżeli wydzierżawione pole obrodziło obficiej niż chłop potrzebował do utrzymania rodziny, to tą nadwyżkę zabierał do siebie pan. Dla pana pracował od wschodu do zachodu słońca we wszystkie dni tygodnia prócz niedzieli. Jeżeli miał swoje pole to uprawiał je nocą lub robili to pozostali członkowie rodziny, jak dzieci i staruszkowie. Właściciel ziemski musiał za to odbudować jego chatę jeżeli się spaliła lub rozwaliła, musiał go karmić jeżeli zabrakło mu chleba, dać mu bydło jeżeli jego padło.
Niemieccy właściciele wprowadzili łagodniejszy rodzaj poddaństwa. Chłopi otrzymali na własność swoje domostwa, bydło i ziemię jak również owoce swojej pracy. Prawo niemieckiego szlachcica polegało na sprawowaniu władzy sądowniczej, patronatem nad kościołem, ponoszeniu różnych opłat socjalnych i wymogach do niektórych usług. Prawa właścicieli ziemskich były uporządkowane, spisane i weszły do zwyczaju na Śląsku, jednak zdarzało się że czasem właściciel ziemski nadużywał swojej władzy względem chłopa.
Podobne zjawiska złego traktowania określonej grupy ludzi można było spotkać również w miastach, ale należało to raczej do mniejszości.
O sytuacji mysłakowickich chłopów informują nas dwie wielkie księgi powstałe z odpisów przeprowadzanych kontraktów kupna i sprzedaży majątku, z których najstarsza pochodzi z 1678 r. Umowy kupna sięgają wstecz aż do 1662 r. Pola, lasy i łąki wyglądały dawniej inaczej niż te do których jesteśmy przyzwyczajeni. Olbrzymia ilość wielkich, okrągłych bloków granitowych, szczątki i resztki po zawaliskach skalnych, pokrywały cały teren pól i lasów. Poruszający się pług wieśniaka ciągle natrafiał na te przeszkody. W lasach grasowały niedźwiedzie, wilki i inne drapieżne oraz groźne zwierzęta, zaś drzewa w różnych rozmiarach i gatunkach porastały olbrzymie połacie terenu. Dzisiejsza łąka było to nieużyteczne bagnisko, nie było również żadnych dróg, ścieżek i traktów.
Potrzebna była bardzo ciężka praca wielu, bardzo wielu pokoleń aby w naszej górskiej kotlinie doprowadzić do tego, by lasy i pola w tym górskim klimacie dawały bogate plony. Taki obraz naszych przodków zachował się w starych księgach i w ludowych podaniach. Jeżeli chodzi o zboża to uprawiano: żyto, owies, jęczmień, trochę pszenicy a także len, kapustę, rzepak, buraki, koniczynę zaś rośliny strączkowe nie były tu znane. Ograniczona ilość uprawianych płodów była częstą przyczyną powtarzających się epidemii głodu, na skutek całkowitego nieurodzaju. Ze zwierząt hodowano: woły, krowy, owce i kozy. Tylko nieliczni i nieco bogatsi chłopi posiadali konie. Trzodę chlewną wprowadzono dopiero wtedy gdy zaczęto uprawiać ziemniaki – kartofle.
Wielkość chłopskich gruntów, jak i ogrodów nie mierzono nigdy określoną miarą, tylko podczas sprzedaży „od prawej strony miedzy i granicy chłopskiego gospodarstwa ze wszystkim, co się na nim znajduje, z ziemią i gliną i co mocno jest umocowane od sąsiada X do sąsiada Y”. Numeracja gruntów nastąpiła dopiero w 1760 r. Domy i ich wnętrza były jak się można domyślać bardzo skromne i proste, większa ich część budowana była przez właścicieli ziemskich. Wygląd zabudowania wykonanego z drzewa przypomina obecnie wygląd górskiego schroniska. Dach wykonany był ze słomy lub z gontów, dym uchodził przez komin zrobiony z drzewa, co było częstą przyczyną pożarów wiejskich domów.
W izbie podłogą było gliniane klepisko, zaś w ścianach małe otwory przypominające okna, zaś główne miejsce zajmował piec wielkich rozmiarów otoczony naczyniami i drewnianymi ławami oraz wielki czterokątny dębowy stół. Pod niskim sklepieniem umocowane było kilka desek, półek na których, przechowywano narzędzia do pracy i sprzętów gospodarstwa domowego. Wszędzie można było spotkać kądziele, zwoje nici oraz wrzeciona w dużych ilościach, potrzebne do ręcznego przędzenia, którymi wówczas ludność wiejska bez wyjątków się zajmowała. W jednej z izb stało zawsze kilka potężnych, drewnianych, niezgrabnych łóżek z wielkimi pierzynami dla domowej wygody.
Ludność wiejska, poza świętami jak; chrzest, wesele czy pogrzeb, innych towarzyskich rozrywek nie mieła, na nich to właśnie wina i wódki nie oszczędzano. Jak na swój sposób bycia, byli silni i często zdrowi jak leśne rydze i dożywali późnego wieku. Jeżeli ktoś zachorował to leczony był swoimi wiejskimi sposobami i środkami jak: zioła, soki, lekarstwa laborantów z Miłkowa czy Karpacza, zdobywane za niewielką opłatę. Lekarza z miasta wzywano bardzo rzadko, który do chorego wieśniaka przyjeżdżał na koniu.
Należy być dumnym z tego, że przy przeglądaniu „Księgi zapisów” już 200 lat temu, można było znaleźć nazwiska tutejszych mieszkańców, które jeszcze do dziś przetrwały i stanowią nazwiska głównych rodów chłopskich, ogrodników, szewców czy kowali: Kallimich, Monse, Glaser, Mischer, Jackel, Mehrlein, Miergans, Neumann, Hentschel, Kahl, Mende, Hallmann, Klein, Finger, Froger, schneider, Klose, Breiter itp. Nazwiska te są dowodem na żywotną siłę, trwałe przywiązanie chłopów do tych podgórskich terenów,
do ojcowizny i ojczyzny. Jednak niektóre z tych rodzin wyjechały lub może wymarły jak: Otte, Guder, Rischer, Kratzen, Wittenberger, Birn, Dohndorf czy Kitzler
Ich życie przebiegało na bardzo niskim poziomie, jednostajne, pozbawione wielu radości i tylko ciężka praca. Wydarzenia światowe do nich nie docierały, oni w tym nie brali udziału. Żyli tym co działo się w najbliższej okolicy, w swoim otoczeniu, w sąsiedniej wiosce. Nikt nie miał skłonności i możliwości do pisania pamiętników dla potomnych. Wzmianki o miejscowej szkole pochodzą dopiero z roku 1760, zaś w Łomnicy była już w 1725 r.
Jeżeli chodzi o wyznanie, to katolicy byli w zdecydowanej mniejszości, większość mieszkańców należała do parafii ewangelickiej w Łomnicy gdzie mieli oni swój kościół odebrany wcześniej katolikom. W 1654 r. ewangelicy musieli oddać zabrany wcześniej kościół katolikom i zaczęli teraz odnosić się do nich z wielką niechęcią aż do wybudowania w Jeleniej Górze „Kościoła Łaski” w latach 1709 - 1712. W tym czasie ewangelików odwiedzali potajemnie wędrowni kaznodzieje, którzy w ukrytych miejscach rejonu podgórskiego wykonywali posługi według luterańskiego obrzędu i głosili im słowo – kazania.
Takimi miejscami spotkań wyznawców ewangelickich były: Kamień rozmyślań, Kamień kazań powyżej Miłkowa i Ścięgien. Niekiedy mieszkańcy ewangeliccy podróżowali do odległych miejscowości jak np. Proboszczów oddalonych od Mysłakowic o wiele km gdzie pozostały jeszcze kościoły ewangelickie.
Zapłaty jakie żądali od chłopów właściciele ziemscy to: daniny pieniężne, zbożowe – żyto, owies, za łowy – gęsi, kury i jaja oraz wyroby z lnu, przędzy lnianej. Za dostawę nici lnianych płacono 12 halerzy za sztukę. Za zwykłą miejscową motkę płacono przed 200 laty markę, równowartość 16 białych groszy, zaś 1 biały grosz kosztował 18 halerzy lub 3 krajcery. Ta dawniejsza marka ma równowartość dzisiejszej 1 marce i 60 fenigów (XIX w.). Wielkim ciężarem dla każdego wieśniaka była służba we dworze pana, były to posługi domowe, praca ręczna, konny zaprzęg. Całkiem wolni od służby u pana byli tylko nieliczni, inni zaś musieli odpracowywać od 2 – 16 dni w miesiącu oraz jeszcze wiele nadzwyczajnych robót. Córki i synowie obowiązani byli do służby u pana jeden rok a czasem więcej lat.
W przypadku ożenku lub zamążpójścia i związany z tym wymóg odejścia, ważne było wykupienie się u pana poprzez zapłatę 1 talara, a czasem 1 złotego dukata. Przy sprzedaży należało dać panu jako administratorowi sądowemu opłatę odjazdową czyli 10% od ceny kupna czy sprzedaży. Daniny składane na rzecz kościoła w Łomnicy wspominane są w niektórych umowach sprzedaży, były one jednak niezbyt duże. Gospodarstwo chłopskie od 1660 r. do czasów Fryderyka Wielkiego miały wartość od 60 – 250 marek co w (XIX wieku) stanowiło 96 – 400 marek. Ogrodzona działka chłopska miała przeciętną wartość 45 marek, zaś inne 10 – 12 marek. Krowa kosztowała około 11 marek w (XIX wieku) 18 marek. Najbardziej wartościowymi posiadłościami w tym czasie były młyny, 3 karczmy: górna, środkowa i dolna. Karczma Górna która przetrwała aż do XIX w. była na prawach szynku i piekarnictwa, dolna miała prawa do wypieków i pędzenia wódki, karczma sądowa (obecnie Schmidta) do pieczenia, uboju, gorzelni, handlu solą.
Po karczmie sądowej pozostały umowy kupna – sprzedaży z lat 1676. Również karczmy były obciążone daninami i podatkami jak podaje pismo. Nabywca takiej karczmy, jak również jego dzieci byli całkowicie zwolnieni od służby na pańskim dworze, wolno mu było wypasać 2 krowy razem z dworskim bydłem bez żadnej opłaty i bez pastucha. Za to w każdym roku zobowiązany jest dać dla dworu 4 wyliczone talary, daniny – czynsz, odsetek i 2 stare kury, 15 motków nici z przędzy pół lnianych i pół zgrzebnych, od uboju 1 gar kamienny – 24 funty łoju. Aby poznać obciążenia chłopskiego gospodarstwa odnotowano z umowy kupna – sprzedaży Kallinicha w 1716 r. co następuje: Obciążenia: 25 małych groszy 2 halerze czynszu za dom, 1 talar od przędzenia, 1 talar od łowów, 2 gęsi, 2 kury, 30 jajek, 10 ćwierci i
1 miarka owsa, 5 dni do odpracowania na dworze z dwoma sztukami pociągowego bydła.
Specjalne przywileje miały wielkie i małe ogrodnictwa, zaliczany tu był wypas bydła (nawet 2 – krowy) na łące należącej do dworu i na Mrówczej Górze, za co uiszczali małą opłatę 14 grajcarów od krowy rocznie i zatrudniali wspólnego pastucha. Od danin państwowych i dla monarchy chłopi byli zwolnieni. Koszty te ponosił właściciel majątku. Tylko przy werbunkach i kwaterunkach obciążony był chłop. Podczas wojny pokrzywdzony był zarówno chłop jak i pan proporcjonalnie do wielkości majątku.

10. Mysłakowice za czasów Augusta Gneisenau.

Gneisenau, to człowiek, od którego czynów i geniuszu w wielkiej wojnie wyzwoleńczej 1813 – 1815 zależał los naszej ojczyzny, w 1816 r. wybrał naszą wioskę by w wielkiej ciszy, w kręgu swojej rodziny, wypocząć od trudów pracy i wreszcie nacieszyć się pokojem, który ojczyzna zawdzięcza właśnie jego sukcesom. Tym człowiekiem był August Neidhardt hrabia von Gneisenau. Tak więc Mysłakowice miały również swojego bohatera. Naszym zadaniem nie jest pokazywać obraz tamtych czasów czyli klęsk i zwycięstw jakie państwo pruskie musiało ponieść podczas wojny z Napoleonem. On również przyczynił się do reorganizacji pruskiej armii. Tu na Gneisenaua patrzymy jako na właściciela majątku w Mysłakowicach, który postanowił resztę życia spędzić w podgórskiej wiosce. Zadanie to nie jest zbyt trudne gdyż pozostawił on po sobie swoim dzieciom i wnukom sporo listowej dokumentacji do przyjaciół i znajomych rodziny. Życie Augusta Gneisenau jest opisane w 5 tomach książki G. H. Pertza i prof. dr. Hansa Delbrucka.
W samych Mysłakowicach nic nie przypomina o nim, nie ma żadnego pomnika czy tablicy pamiątkowej. W pałacu znajduje się tylko nawet udany portret marszałka. Wina naszych przodków została jednak naprawiona i wymazana. Dnia 29 marca 1887 roku sekcja mysłakowickiego RGV razem z ewangelickim Związkiem Mężczyzn i Młodzieńców, wysłała wniosek do cesarza „ Jego majestat mógłby najłaskawiej pozwolić, by należąca do posiadłości Erdmannsdorf Góra, na cześć żyjącego tu w latach 1816 – 1831 marszałka polnego, nazwana została jego imieniem”. W kilka dni po wysłaniu tego wniosku, do gminy przyszła radosna wiadomość, że cesarz chętnie zezwala zmienić nazwę Góry Mrówczej na Górę Gneisenau.
Marszałek również pozostał w sercach mieszkańców, jako okazały właściciel majątku i dziedzic. Gneisenau na długo przed nabyciem tego majątku osiadł na Śląsku. W 1803 r. jego żona Karolina von Kottwitz wspólnie ze swoją matką, zakupiły od niejakiego pana von Troschke, środkowy Wojcieszów – należący niegdyś do jej ojca w (okręgu Świerzawa), oczywiście bez wiedzy swego męża. August w tym czasie przebywał w garnizonie wojskowym na terenie Erfurtu. Nabycie Wojcieszowa miało być dla męża niespodzianką, jednak niestety stało się przyczyną wielu kłopotów, ponieważ majątek ten niczego nie wniósł nowego. Dlatego Mysłakowice zostały wymienione przez hrabiego Kalkreutha za środkowy Wojcieszów. Ten interes wymienny kosztował jednak pokaźną sumę w gotówce. Nowa posiadłość została radośnie objęta w posiadanie i cała rodzina w krótkim czasie przeprowadziła się do Mysłakowic. Mieszkańcy tej podgórskiej wioski byli uszczęśliwieni, że wśród nich osiadł wielki dowódca wojskowy, a „Posłaniec Karkonoski” wydrukował dla niego w nr. 48 z 1816 r. z pewnością pomyślany w dobrej intencji, ale mało udany hymn powitalny.
Urok natury pisze Delbruck, w samym środku Kotliny Jeleniogórskiej i u stóp Śnieżki, został jeszcze dla Gneisenau podwyższony przez sąsiedztwo arystokracji lub blisko zaprzyjaźnionych rodzin. W Karpnikach mieszkał książę Wilhelm brat króla Fryderyka Wilhelma III z żoną Marianną od 1822 r., w Ciszycy książę Radziwiłł ze swoją żoną i
księżniczką Luizą Pruską, W Bukowcu mieszkała hrabina von Reden wdowa po znakomitym ministrze górnictwa, która będąc jeszcze w znacznie młodym wieku, samodzielnie zarządzała swoją wielką posiadłością. Później, gdy nastąpił znaczny kryzys tkactwa karkonoskiego, przysłużyła się znacznie do złagodzenia biedy i odegrała wielką rolę w osiedleniu się Tyrolczyków. Gneisenau cenił ją bardzo, a ona tą znajomość doceniała, choć odczuwała głęboką przepaść jaka ją od niego dzieliła, z powodu jej żarliwego oddania dla protestanckiej religii.
Za jego służbę w wojsku i na wojnie w 1818r. została mu przyznana domena Sommerschenburg koło Magdeburga. Jednak definitywne przekazanie tej posiadłości nastąpiło dopiero w 1824 r., po tym jak proces napoleońskiego ministra policji generała Sawary, księcia von Rooigo z pruskim fiskusem został rozstrzygnięty o prawo do tego majątku na korzyść fiskusa. Prowadzenie tej domeny, jak również majątku w Erdmannsdorf przejął Gneisenau z pomocą zarządców, sam z tego powodu miał jednak nie jedną szkodę i kłopot. Ale praca w rolnictwie pociągała go tak bardzo, że nie mógł się jej całkowicie zrzec. W Mysłakowicach jeszcze dziś mówi się o tym, jak dobrze spełniał swoje obowiązki i ze szczególną troską dbał o biednych, kościoły i szkoły, a do tych ostatnich osobiście przychodził i egzaminował, a tym którzy, się wyróżniali rozdzielał nagrody.
W 1826 roku Gneisenau zbudował nową szkołę w Mysłakowicach. Jego troska nad biednymi przetrwała w pamięci do naszych czasów. Każdego ranka w pałacu rozdawano starym i niedołężnym ludziom, ciepły posiłek – zupę. O swojej działalności jako właściciela dóbr mysłakowickich, pisze on do żony swego wiernego przyjaciela, stratega i pisarza wojskowego słynnego generała von klausewitz. „ Dnia 27 listopada 1816 r. Otrzyma Pani, wielce szacowna, łaskawa dobrodziejko, pismo od jednego z najbardziej zapracowanych ludzi, których Śląsk być może teraz posiada, ponieważ mało co innego robię, niż zarządzać, niszczyć i od nowa wznosić, decydować o wszystkim, jeździć wokół konno, odwiedzać i przyjmować gości i mimo tego, jestem za wyjątkiem pana Raabe (budowniczego) całkiem sam i bez dzieci (Gneisenau maił 7 dzieci, z których najstarszy syn August ur. W 1798 r. był oficerem w armii) od 3 tygodni. Zmieniłem właśnie mój pełen kłopotów i nie przynoszący zysku, wzbudzający waśnie Środkowy Wojcieszów na Erdmannsdorf – Mysłakowice, położone między: Kowarami, Cieplicami a Jelenią Górą. Siedzę więc teraz i urządzam mój teraźniejszy – obecny dom na przyjęcie zimowe, mojego licznego ogniska rodzinnego. Każę zrujnowane budynki gospodarcze zburzyć, by je odbudować na nowo w przyjemniejszym i szykowniejszym stylu, w miejscu do którego właściwie należą. Ponieważ graniczę z Bukowcem, Staniszowem, Miłkowem i majątkiem hrabiego Schaffgotscha oraz z miastem Jelenia Góra, nie brakuje zatem towarzystwa i gości, a swoje sąsiedzkie obowiązki wiernie spełniam. Tak żyję więc na radosnym rozważaniu nowej podniety twórczej. Natura tu wspaniale wykonała swą robotę, a dom łatwo nadaje się do całkowitego urządzenia na nowo. Okolica jest niebiańska, strona południowa – cudowny widok na Śnieżkę i brzegi stawów, strona północna – niezmiernie urocza bo jest widok na kościół w Łomnicy. Są tu lasy, stawy i najpiękniejsze łąki. Mam nadzieję że z wielkim wysiłkiem, uda mi się stworzyć jeden z najpiękniejszych majątków, jakie ziemia ta posiada. Tę zamianę nie mógłbym przeprowadzić, gdybym nie był obecny przy tym. Także z powodu moich możliwości finansowych, obecność moja była konieczna. Przy końcowym rozliczeniu z moim wojcieszowskim urzędnikiem, wyszedł na jaw jego oszukańczy i szelmowski charakter. A ponieważ byłem zmuszony sam sprawdzać rachunki, tak więc uratowałem wiele tysięcy talarów, które w przedłożonym mi i rozmyślnie powikłanym obliczeniu rachunkowym, dla każdego innego, oprócz mnie, który jestem obeznany ze znajomością sprzedaży lokali, pozostało nie odkryte. Tak więc moja obecność też i w sensie materialnym jest przydatna. Od 3,5 roku ten perfidny urzędnik, nie więcej jak kilkaset talarów
z dochodów majątku odprowadził, a powierzone mu pieniądze tylko w części wpłacił”.
W tym samym dniu Gneisenau pisał do kanclerza von Hardenberg „ Moje miejsce pobytu na tutejszej prowincji wymieniłem na inne. Środkowy Wojcieszów przynoszący tylko ciężkie zmartwienia z jego licznymi obiektami gospodarczymi i kamienistymi drogami, zamieniłem na Mysłakowice położone pomiędzy Jelenią Górą a Kowarami. Ten majątek ma mniej gałęzi gospodarczych, głównie tylko rolnictwo, 1.000 morgów ziemi uprawnej, 350 morgów łąk, wszystko to równe tereny i dobra gleba, w ogóle to 2.000 morgów powierzchni płaskiej z lasem i stawami.
Jest jednak wszędzie zrujnowane, a mimo to dopłaciłem jeszcze sporą sumę pieniędzy. Jeśli jednak dokupię jeszcze 1.500 owiec i 55 sztuk bydła, znaczy to że dołożę do tego interesu znaczną sumkę, to mam nadzieję stworzyć z tego pokaźny i znakomity majątek ziemski. Położenie domu mieszkalnego jest niebiańskie, a okolica we wszystkim zdatna do upiększania ogrodami, krajobraz wspaniały zaopatrzony w strumienie, łąki, zagajniki i stawy. Zrujnowane budynki gospodarskie przeniosę gdzie indziej aby powiększyć posesję i mieć wspaniały widok na Karkonosze. Tak więc żyję nowym twórczym dziełem. Chciałbym w nim powitać Was, mojego szlachetnego przyjaciela i gościa”.
Odnawianie i uzupełnianie posiadłości zajęło więcej czasu niż to Gneisenau przewidywał. Jeszcze w 1818 r. było sporo do zrobienia. Dnia 17 lipca tego roku pisał o tym do Rostica „ Z moimi tutejszymi budynkami, założeniami parkowymi i poprawą gospodarki, jestem jeszcze trochę w polu i nie mogę oczekiwać, że w tym roku się z tym uporam. Ale za to mija stajnia jest już uporządkowana i stoją w niej 4 angielskie konie i dwa meklemburskie konie pociągowe. Poza tym mam od marszałka jeszcze jedną brązową klacz, która będzie odpowiednia do różnych moich wypraw. Za drogocennego konia, który należał do niejakiego pana von Rieben, ofiarowałem 150 luidorów, jednakże go nie otrzymałem”.
Obok jego własnych potrzeb ekonomicznych, zaprzątała go też sytuacja tutejszych tkaczy, którzy na skutek utykającego zbytu wyrobów z lnu znajdowali się w krytycznej sytuacji. Pisze do hrabiny Reden, która poprosiła go o radę w tej sprawie dnia 11 kwietnia 1818 r. następujący list „ Pozwoli Pani, że zajmę się najpierw tym, co Pani najbardziej leży na sercu, a mianowicie sytuacja naszych biedaków na wsi i naszych tkaczy w tutejszych górach. Tym ostatnim jest bardzo ciężko pomóc. Ich los jest jak wszystkich pracowników manufaktury wplątany w światowe wydarzenia i zarazem uzależniony od zmieniającego się smaku ludzkości. Trzy razy tańsze towary bawełniane, zmniejszyły w Ameryce, Portugalii i Hiszpanii popyt na płótna lniane. Taką biedę spotyka się w bogatej w manufaktury Anglii, często jedna gałąź przemysłu idzie w górę, zaś inna spada, a nędza tych półżebraków sprawia często brytyjskim ministrom więcej zmartwień niż tryumf ich wrogów.
Bogatsi muszą później dokładać, gdyż budżet rządu nie wystarcza. Jeśli jednak te domina które maja pośród swoich mieszkańców tkaczy, nie zdecydują się każdej rodzinie wynająć parę morgów pola, a tkacze nie sięgną po szufle i łopaty, to będą oni jeszcze długo żyć w głodzie. Trzy morgi są wystarczające, aby pracowitej rodzinie, która oprócz prac w polu jeszcze tkała, czy wykonywała inną czynność, dać wyżywienie, przy odpowiedniej dla odmiany uprawie różnych owoców”.
Na wychowanie swych dzieci i ich naukę Gneisenau zwracał ciągle troskliwą uwagę. Dużo listów, które wysyłał od roku 1817 z kampanii czy z Berlina, gdzie jako członek Rady, musiał spędzać większość czasu zawierają wskazówki dla hrabiny, jak należy postępować z nauczaniem dzieci. Nauczyciel domowy, guwernantka francuska otrzymywali od niego dokładne instrukcje, troszczył się również o dobro swoich domowników oraz współmieszkańców. Dobrym przykładem na to jest list, który skierował do swojej żony z dnia 12 czerwca 1821 roku.
„ To, że podoba się Wam panna Le Comte, jest dla mnie prawdziwą pociechą. Ale przedstaw proszę, młoda osobę z wykształceniem, która z powodu biedy musiała opuścić matkę i przyjaciół, jak również ukochaną ojczyznę, aby pojechać do odległego kraju, którego języka nie zna, jak ona musi się czuć opuszczona. Delikatne jej traktowanie, jest w tej sytuacji podwójnie konieczne. Wpadło mi do głowy że we francuskiej Szwajcarii, jak również we Francji w miastach, nie spożywa się żytniego chleba, i osoby te które nie są przyzwyczajone do takiego jedzenia, z tego powodu mają niestrawność żołądka czy nawet biegunkę. Angielscy żołnierze, kiedy przebywają w Niemczech przeżywają takie rozterki żołądkowe. Postaraj się więc, by panna Le Comte dostawała bułki. Jest to tym bardziej konieczne, ponieważ jeszcze nie przyczyniono się do tego, by na mysłakowickim stole znajdował się dobry chleb”.
Gneisenau względem swoich dzieci był surowym ojcem, przy całej swojej ojcowskiej miłości jaką posiadało jego serce. Najstarszemu synowi Augustowi przypadła ciężka kariera wojskowa, z powodu wysokich wymagań ojca, jak zresztą każdemu innemu oficerowi. Młodsze rodzeństwo podlegało surowej dyscyplinie, w której jeśli to było konieczne czasem dochodziło do ręcznych napomnień. Jako przykład niech posłuży list do Pani von Klausewitz.
„ Nasz dom powiększył się o nową wychowawczynię, niejaką M.Vogt z Berlina, jest ona przyzwoitą wykształconą dziewczyną około 25 letnią. Wnet rozwinął się subtelny romans między nią a nauczycielem domowym, złe i zabawne zarazem jest to, ze dzieci się o tym dowiedziały i miedzy sobą o tym szepczą. Hugo który nic nie przemilcza, nawet przy stole o tym żartował, więc później musiał za to odpokutować kilkoma otrzymanymi razami które powaliły go na podłogę”.
Od czasu do czasu urządzano dla dzieci wycieczki. Jako najpiękniejsza, tak stoi w liście z 25 lutego 1817 roku „była z pewnością ta gdy wszyscy razem i do tego jeszcze krewni pojechaliśmy powoli w górę do przygranicznych schronisk saniami. Tam zjedliśmy śniadanie, a później każdy z nas siadł na małe sanki i w liczbie 28 sanek, razem z kierującym jazdą przewodnikiem z Szumawy, przy wspaniałym słońcu i bezwietrznej pogodzie zjechaliśmy w ciągu 11 minut w dół do Kowar, skąd za kilka godzin pojechaliśmy znowu w górę. Konrad Zedlitz, jeden z towarzyszących nam osób, na widok wysokiego stoku dostał zawrotu głowy i wymiotował podczas szybkiej jazdy. Ta jazda to wspaniała zimowa zabawa, a dopiero od kilku lat stała się modna dla arystokratów.
W przygranicznych schroniskach osiedlili się handlarze winem, u których znaleźć można było dziczyznę i inne artykuły do jedzenia. Pokoje były schludne, niektóre posiadały nawet fortepian z Wiednia, wszystko po to by zadowolić tych którzy żyjąc na dolinach zaczęli uprawiać zimowa zjeżdżalnię z góry do Kowar.
Podczas towarzyskich spotkań i zabaw nigdy nie brakowało w mysłakowickim pałacu gości, choć czasem towarzystwo było uciążliwe pisze do Klausewitza „... Jeżeli zaprosisz 100 osób, to około ¼ z nich jest naprawdę miła, uprzejma i wykształcona, 1/10 prawdziwie roztropna i solidnie wykształcona na starej i nowej literaturze – filozofowie i poeci. Co 8 dni spotykam około 20 osób na obiedzie u siebie, widzę że im się podoba, gdyż wytrwale starają się o to, by tu ciągle być. O polityce się tu nie rozmawia, lecz na pewno o literaturze. Jest tu dobre towarzystwo, na którego znajomości mi zależy ze względu na córki i mnie samego. Bywają u mnie lub ja u nich to: Pani Reden z Bukowca która okazuje nam dużo dobrej woli, a także spotkać można u niej innych wykształconych ludzi.
Wielkie poważanie jakie miał dla hrabiny von Reden pokazuje następujący wyjątek z listu z dnia 9 kwietnia 1817 r. „...Wielce szanowna, miłościwa hrabino! Nareszcie zaczynam do siebie przychodzić i znajdować tyle czasu aby Waszej Ekscelencji dać jakiś znak ode mnie, to znaczy wyraz największej wdzięczności - dla tylu dobroci i łaskawości która Pani okazała ojcu i jego dzieciom od kiedy zaskarbiłem sobie to szczęście być Pani sąsiadem, szczęście
mieszkania w Mysłakowicach, które mnie drogo kosztowało, ale będę go także w dalekiej przyszłości jeśli mnie to drogo kosztować będzie, nadal dalej pielęgnować”
Innym razem znów wyraża się w żartobliwy sposób przeciw hrabinie. Niekiedy przyjemne spokojne życie w domu Gneisenau odmieniało się przez nieoczekiwaną i wysoce arystokratyczną wizytę. Tak w październiku w roku 1818, kiedy to Gneisenau przebywał akurat w Berlinie. Opisuje o tym w liście do Pani von Klausewitz „... Mój dom na Śląsku spotkał wielki zaszczyt. Następca tronu (Fryderyk Wilhelm IV) i książę Wilhelm odwiedzili go i zjedli śniadanie a także zachwycali się pięknym położeniem. Moja żona całkiem wyszła z siebie. Sama wymyśliła i zrobiła to śniadanie i co najdziwniejsze, nocą gdy następca wracał z Cieplic i przejeżdżał przez Mysłakowice, kazała oświetlić cały dom, tak że ze względu na niezwykłą formę, jaką przybrał, wydawał się wspaniały. Gdybym był przesądny, to musiałbym się obawiać że stracę swoją żonę”
Szczególnie ważnym dniem w życiu rodziny był dzień 12 sierpnia 1818 r. w którym odbyło się wesele najstarszej córki Agnes z majorem von Schamhorst, był on synem generała, który zginął podczas wojny wyzwoleńczej. Było to szczęśliwe, niestety zbyt krótkie małżeństwo, jakie było dane młodej parze, bo już w czerwcu 1822 r. Agnes zachorowała w następstwie połogu w domu swoich rodziców i zmarła dnia 5 lipca 1822 r. Z najgłębszym smutkiem oznajmia Gneisenau jeszcze w tym samym dniu swojemu przyjacielowi Klausewitz o tym ciężkim nieszczęściu i ten list jak żaden inny daje nam głębokie spojrzenie w umysł naszego bohatera w Mysłakowicach dnia 5 lipca 1822 r. nocą.
„ ...Pierwszy raz wprowadziła się do mojego domu śmierć. Dzisiaj w południe odeszła na zawsze moja Agnes. Ach, ona tak niechętnie rozstawała się ze swoim młodym życiem, dziećmi, swoim mężem, rodzicami. Wprawdzie żadnym słowem o tym nie wspomniała, ale my to wiemy z wielu znaków, ona przepowiedziała swoją śmierć, przemilczała jednak swoje obawy. Dopiero wczoraj wieczorem wyznała je Theresie. Ach, zawołała w swoim bólu, Thereso pomóż mi, ja umieram. A jej choroba była tak bolesna, jej agonia tak długa i trwała z małymi przerwami od godziny 12 wczorajszego dnia. Te małe przerwy, budziły w nas nadzieję, w końcu na skutek paraliżu nerwów, którego doznała przed 11 dniami i który od dzisiaj powoli rozszedł się na lewą stronę, odeszła łagodnie. Leży teraz niezmieniona z łagodnymi rysami, a my jesteśmy pogrążeni w bólu, tym bardziej że wczoraj przed południem mieliśmy nadzieję na poprawę.
Dopiero wczoraj o godzinie 4 rano dotarłem do domu. Otylia – druga z kolei córka, przywitała mnie z dobrą nowiną, moja żona potwierdziła to samo. Scharnhorst był nawet w dobrym nastroju i zadowolony z trwającej od dwóch dni poprawy. W kilka godzin po moim przybyciu zostałem wreszcie do niej wprowadzony. Leżała w zaciemnionym pokoju, prawie nie mogłem rozpoznać jej postaci, chwyciłem jej rękę, pocałowałem ją i powiedziałem kilka słów na powitanie. Była tak poruszona, ze nie mogła odpowiedzieć, drżąc cała szukała mojej ręki, następnie podniosła ją do ust i pokryła pocałunkami.
<

Dodaj komentarz

Śledź nas

Ostatnie komentarze

Newletter

O nas

Myslakowice.com to niezależny, prywatny portal internetowy poświęcony tematyce Mysłakowic i Dolnego Śląska. Na stronach naszego portalu można zaleźć również informacje o zasięgu krajowym i światowym. 

Wszystkie materiały, fotografie, grafiki chronione są na mocy prawa autorskiego i nie mogą być wykorzystywane komercyjnie. Przy cytowaniu na innych strona www należy dodać aktywny odnośnik do strony myslakowice.com.