×
Materiały zebrał Emil Pyzik.
Czas wielkiej wody.
Mysłakowice 2000 – 2006 r.
Spis treści.
Powodzie w rejonie Karkonoszy od XV wieku do czasów współczesnych. Janusz Czerwiński Wrocław 1991 r. Fragmenty artykułu.
Powodzie w Karkonoszach. Tadeusz Steć i Wojciech Walczak Karkonosze 1962 r. obszerne fragmenty.
Powódź 100 lecia na Śląsku w Karkonoszach w 1897 roku.
Spiętrzający wał przeciwpowodziowy na Łomnicy w Mysłakowicach.
Zapora pilchowicka.
Największa powódź w Kowarach w 1897 r.
Największa w historii Kowar powódź w 1897 r.
Suche zbiorniki przeciwpowodziowe w Kotlinie Jeleniogórskiej.
Powódź 1997 roku.
Spojrzenie z góry.
Bilans i odbudowa.
Czas wielkiej wody w 1997 r.
Porażały strach, bezsilność, brak pomocy.
Druga fala.
Alarm lada moment.
Przetrwać powódź.
Zalany pogrzeb.
Powódź w 1997 r.
Kalendarium.
Powódź w Kotlinie Kłodzkiej.
Wielkie powodzie w rejonie Karkonoszy przed 1945 rokiem. Artykuły z lokalnej prasy niemieckiej w latach 1897 – 1945.
Powódź po stronie czeskiej w Karkonoszach.
Literatura – bibliografia.
Rocznik Jeleniogórski – 1991 r.
Karkonosze – 1962 r.
Kurier kowarski – 1997 r.
Karkonosze –
Kurier kowarski – 1997 r.
Schlesischle Bergwach 40 – 48.
Kurier kowarski – 1997 r.
Gazeta Jeleniogórska. 1997 r.
Nowiny Jeleniogórskie. 1997 r.
Powódź Wrocław 1997 r.
Powódź w Kotlinie Kłodzkiej w 1998 r.
Czas budowy zapór i zbiorników retencyjnych 1998 r.
Zdjęcia autora oraz zdjęcia zakupione podczas wycieczek po okolicy.
Historia miasta Kowary z 1900 r.
Powodzie w rejonie Karkonoszy od XV wieku do czasów współczesnych.
Napisał Janusz Czerwiński. Wrocław 1991 rok. Fragmenty artykułu.
Zainteresowanie katastrofalnymi powodziami w Karkonoszach i u ich podnóża trwa nieprzerwanie od końca ubiegłego stulecia, a wywołała je największa w czasach historycznych powódź w lipcu 1897 roku z jej gospodarczymi i ekologicznymi skutkami.
Na podstawie analiz stwierdzono że najwięcej powodzi występuje w okresie letnim tj. czerwiec, lipiec i sierpień. Za jedną z najstarszych informacji należy uznać tą o gwałtownej ulewie w 1412 roku, która spowodowała duże zniszczenie wioski położonej w Czerwonej Dolinie, że mieszkańcy musieli przenieść się z całym dobytkiem, jest to dzisiejsza okolica Karpacza – Płóczki. W 1567 roku zanotowano majowy wylew Kamiennej, który uszkodził dachy domów w Cieplicach. W 1570 roku 3-krotne wylewy Kamiennej doprowadziły do zniszczenia łąk kośnych i upraw zbożowych w tak wielkim stopniu, że biedniejsi gospodarze musieli piec chleb z otrębów, żołędzi i grzybów, a jeszcze niejednego dnia umierały z głodu 2 lub 3 osoby. Odnotowano, że 21.V. 1596 roku straszliwa powódź zburzyła 11 domów w Cieplicach i 6 w Malinniku, a 23 sierpnia oberwanie chmury spowodowało wylew rzek i zniszczenie kilku domów.
2 czerwca 1608 roku po wielodniowych deszczach rzeka Kamienna wezbrała tak, że woda sięgała ćwierć łokcia ( łokieć polski to około 60 cm) ponad powierzchnię mostu (15 cm). Podczas tej powodzi były 3 ofiary śmiertelne (woda porwała kołyskę z dzieckiem, które wyłowiono koło mostu w Grabarach). W 1622 roku deszcz padał prawie 50 dni tj. od 8 czerwca do 25 lipca, co było przyczyną kilku groźnych powodzi. Silne burze i opady poprzedziły krytyczny w Karkonoszach dzień 14 lipca 1702 roku, który przed południem był tak upalny, że wszyscy oczekiwali burzy. Burza nadeszła po południu, a masy wody płynęły z nieba. Po północy spadł jeszcze jeden bardzo obfity deszcz. W Cieplicach woda porwała ze składu drewno, które niesione prądem zniszczyło most. W niektórych domach woda sięgała pierwszego piętra. Od rana 14 lipca woda zaczęła wolno spadać. Prawdopodobnie woda zabrała 600 stosów tj. dużych kop drewna. Pod koniec lipca 1715 roku, wylewa Wrzosówka, niszcząc wiele zabudowań w Jagniątkowie i Sobieszowie.
Nietypowe, bo zimowe powodzie były w XVIII wieku. Jedna z nich była 11 grudnia 1774 roku i spowodowała gwałtowną odwilż a jej skutki były tym groźniejsze że woda niosła kry lodu. Druga wystąpiła jeszcze tej samej zimy tj. 5 lutego 1755 roku, po długich i obfitych deszczach. Obie spowodowały zniszczenia zabudowań w kilku miejscowościach na terenie całej Kotliny Jeleniogórskiej. Dnia 3 lipca 1778 roku, wezbranie rzek było tak nagłe, że utonęło sporo ludzi i bydła. W maju 1785 roku, oprócz burz i deszczów, przyczyną powodzi były gwałtowne roztopy po bardzo śnieżnej zimie. Niektórzy mieszkańcy wiosek, położonych na prawym brzegu Bobru, musieli się ratować ucieczką na dachy swych domów. Wioski te zostały odcięte od świata tak, że łodziami dowożono do nich żywność.
Dnia 21 sierpnia 1786 roku, w najwyżej położonej części Miłkowa, doszło do znacznego obsunięcia się gruntu, na skutek wielodniowych obfitych opadów. W 1795 roku deszcze padały przez cały dzień 12 lipca, wzmogły się nazajutrz i ustały dopiero po południu 14 lipca. Powódź spowodowała wielkie zniszczenia. W Miłkowie wody osiągnęły nie notowany wcześniej stan i zerwały wszystkie mosty. Droga ze Ścięgien do Kowar, zamieniła się we rwącą rzekę. W Karpaczu i Ścięgnach woda zerwała glebę odkrywając nagie podłoże skalne. Łomniczka utorowała sobie w pobliżu Wilczej Poręby nowe koryto. Powódź w dolinie Kamiennej i Bobru osiągnęła kulminację 15 lipca. Zniszczeń dokonywały też pnie drzew niesione przez rzeki. W Jeleniej Górze częściowemu zniszczeniu uległ most na Kamiennej. Największe szkody wystąpiły we Wleniu, gdzie woda dosięgła łuków podcieni otaczających rynek, tak że prawie nie było ich widać, a w kościele katolickim pod wodą znalazła się nawet mensa (płyta na której się odprawia mszę św.) ołtarza. Tylko 15 domów w całym miasteczku uniknęło uszkodzeń, ale nie było ofiar wśród ludzi. W 1804 roku deszcze padały od 8 do 16 czerwca, a 12 i 14 czerwca zanotowano oberwanie chmury. Najwyższy poziom wody notowano w Kowarach z 12 na 13 czerwca, a do Żagania kulminacja fali powodziowej Bobru dotarła już 15 czerwca. W nocy z 23 na 24 maja 1810 roku, oberwanie chmury pod Kowarami zniszczył 12 domów, a 46 poważnie uszkodziło, a 11 osób poniosło śmierć. Ulice zalane zostały gruzem i dużymi głazami, niektóre z nich ważyły od 15 – 20 cetnarów ( cetnar to około 50 kg). Szkody dotknęły 5 sąsiednich wiosek, natomiast ominęły Jelenią Górę.
Dnia 27 sierpnia 1813 roku, po długich deszczach wezbrany Bóbr, zniszczył most w Jeleniej Górze. Utopiło się około 20 napoleońskich żołnierzy, którzy usiłowali dostać się do miasta. Powódź ta, ni zaliczona przez współczesnych do szczególnie katastroficznych, można bowiem było przejść przez most w Grabarach, uchroniła ona jednak miasto przed splądrowaniem przez Francuzów. Dnia 10 i 11 czerwca 1829 roku, po 10 dniowych deszczach, nastąpiła zmiana koryta Bobru koło Dąbrowicy, a poziom rzeki koło Wlenia był o 7 m wyższy niż zazwyczaj. Łąki zostały zalane piaskiem.
W 1858 roku deszcze padały od 29 lipca do 2 sierpnia, w całych Karkonoszach. Stan Bobru w Jeleniej Górze – po wezbraniu wszystkich jego dopływów – był tylko o ćwierć łokcia (15 cm) niższy niż w 1829 roku, ale o 3 stopy (stopa to około 30 cm) wyższy niż w 1854 roku. Wymyta została gleba z pól, łąk i ogrodów, a na uprawy woda naniosła piasek i kamienie. Wiele dróg zostało zerwanych i uniesionych przez wodę, np. duży odcinek drogi w dolinie Kamiennej przy ujściu Czarnej Płóczki. Były ofiary w ludziach i dobytku. W Kowarach jeden do został zniesiony, a wiele zostało uszkodzonych. Wiosną 1844 roku, zeszła do Wielkiego Stawu lawina ziemna, o niesłychanych rozmiarach. Skruszyła ona lód i wypchnęła z misy jeziora ogromne masy wody, które spowodowały powódź w dolinie Łomnicy.
Potężna fala omal nie zniosła młyna wodnego w Karpaczu Górnym. Warto tu dodać, że podobne zjawisko obserwowano na Małym Stawie w 1737 roku, a na Wielkim Stawie w 1827 i 1844 roku. Dnia 18 sierpnia 1872 roku, wezbrana rzeka zerwała most w Podgórzynie, w momencie gdy znajdował się na nim wóz jadący do chrztu. Śmierć poniosło dziecko, matka, woźnica i 3 osoby z rodziny.
Na temat późniejszych powodzi dysponujemy bardziej wiarygodnymi danymi z prasy, czasopism lub publikacji naukowych. Nie podajemy tu opisów powodzi po drugiej stronie Karkonoszy, podajemy tu jednak jeden z opisów. Dnia 17 lipca 1882 roku, nad Karkonoszami przeszła burza, a w godzinach 15 – 19 opad określono jako oberwanie chmury z wyładowaniami. Na Śnieżce tego dnia do godziny 14 zarejestrowano 48 mm deszczu, a od godziny 14 do rana dnia następnego już 178 mm. Masy spływającej wody były tak wielkie że łąki zmieniły się w jeziora. Na stromo opadających stokach gór, woda wkrótce ujawniła swą niszczącą siłę. Najpierw obsuwać się zaczynały niewielkie warstwy ziemi. W miarę poruszania się ku dołowi rosły one i nabrzmiewały, aż stawały się niszczącymi lawinami ziemnymi, które porywały kamienie i całe bloki skalne, obalały wysokie drzewa i z przeraźliwym hukiem, głośniejszym niż grzmoty, waliły się w doliny.
Ulewne deszcze w dniach 18 i 19 czerwca 1883 roku pozostawiły w dorzeczu Bobru i Kaczawy straszne ślady i pociągnęły za sobą ciężkie straty w mieniu gmin i wielu mieszkańców naszych gór. Najcięższe straty poniosły miejscowości położone w dolinie Kamiennej i Kowary. W Jeleniej Górze zostały zerwane połączenia z prawym brzegiem Bobru, dokąd można było tylko przeprawić się łódką.
Sierpniowa powódź w 1888 roku. Opady zaczęły się w Karkonoszach przed południem 2 lipca, a wieczorem nasiliły się. W Jagniątkowie rankiem 3 sierpnia odczytano dobową wielkość opadu wynoszącą 88 mm. Tego dnia, około godziny 15 deszcz ustał, jednak ocenia się że 3 sierpnia w Karkonoszach było około 187 mm, na Hali Szrenickiej 138 mm, a na Śnieżce 128 mm. Niezwykły deszcz objął przede wszystkim Góry Izerskie, a także zachodnią część Karkonoszy aż po Czarny Kocioł. Maksimum opadów przypadło na 3 sierpnia w godzinach 9 – 10. Jeszcze przed południem tego dnia poziom wody w rzekach w dorzeczu Kamiennej wzrósł tak nagle, że niewiele można było zabezpieczyć. Kamienna, która osiągnęła najwyższy poziom wody w przeciągu całego XIX wieku, zniszczyła wszystkie mniejsze mosty od Marysina w Szklarskiej Porębie po Jelenią Górę, zaś większe uszkodziła. Zanotowano że Mała Kamienna przybrała o cały metr więcej, niż podczas katastrofy dużej powodzi w 1883 roku. Między Piechowicami a Jelenią Górą, zniszczone zostały obmurowania brzegów, pola i łąki zostały zasypane piaskiem i kamieniami, woda uniosła lub zasypała szlamem uprawy rolne. W domach położonych nad rzeką, woda sięgała do 2 m wysokości, zalewając pomieszczenia parterowe.
O szybkości opadania rzek po tym nagłym wezbraniu świadczy informacja, że jeszcze w tym samym dniu większość dróg na terenie objętym katastrofą była znów przejezdna.
Za największą klęską żywiołową w Karkonoszach uznawano jeszcze długo potem to, co wydarzyło się w ostatnim tygodniu lipca 1897 roku. Największy opad dobowy zanotowano 29 lipca 1897 roku w Nowej Łące w Górach Izerskich 345 mm, oraz największy opad miesięczny wynoszący aż 656 mm.
W dniu 23 i 24 lipca 1897 roku, zmierzono w rejonie Karkonoszy i Kotliny Jeleniogórskiej 20 – 40 mm opadów. Od rana 25 lipca do wczesnego popołudnia 27 lipca deszczów nie było, później zaś miały umiarkowane natężenie i występowały z przerwami. Dopiero wieczorem 28 lipca intensywność ich zaczęła narastać. Utrzymywały się przez cały dzień 29 lipca, a w nocy na 30 lipca można było mówić o oberwaniu chmury. W niektórych miejscach w wyższych partiach gór w godzinach od 21 – 7 rano spadło 120 – 150 mm deszczu. W południe 30 lipca deszcz ustał. Od rana 29 lipca góry spowiła gęsta mgła, a od wieczora zaczął się silny wiatr z północnego zachodu, którego siła dochodziła do huraganowej, a kierunek z czasem ku północno-wschodniemu. Wielkość opadów, notowane o godzinie 7 rano, zestawione przedstawia specjalna tabela. A oto przykład opadów w Miłkowie:
28.07. – 19 mm, 29.07. – 32 mm, 30.07. – 117 mm, 31.07. – 8 mm, Suma – 176 mm.
Obliczono, że tylko w dorzeczu Łomnicy i Jedlicy, o łącznej powierzchni około 117 km2, spadło w ciągu doby - poczynając od 29 lipca godzina 7 rano – około 20.000.000 m3 wody deszczowej. Stan wody w potokach doszedł do punktu alarmowego 29 lipca wieczorem i wtedy właśnie – niespodziewanie – zaczęły się najintensywniejsze opady. Wody przestały się mieścić w korytach rzecznych i doszło do nagłej katastrofy. Od południa 29 do rana 30 lipca w Bobrze przybyło 5 m wody! Przy wiadukcie kolejowym w Jeleniej Górze zanotowano:
29.07. o godzinie 12.30 – stan 2,05 m, o godzinie 16.40 – stan 2,45 m.
30.07. o godzinie 8.30 – stan 7,00 m, o godzinie 11.05 – stan 7,00 m.
Bóbr utworzył w Kotlinie Jeleniogórskiej wielkie jezioro; szeroko rozlały się rzeki Łomnica, Jedlica i Wrzosówka. Najbardziej ucierpiały miejscowości na granicy Pogórza Karkonoskiego i Kotliny Jeleniogórskiej. Siła samego żywiołu, gwałtownie walącego się w wąskie szczeliny, wąwozy i koryta, uczyniła tam wielkie spustoszenie poprzez wyrywane bloki skalne, pnie drzew i części murów. Natomiast położone wyżej, ulubione miejsca wypoczynkowe jak Borowice, Przesieka czy Jagniątków – zachowały się bez szwanku. Wielkie szkody wyrządziły wylane rzeki na obszarze całej Kotliny Jeleniogórskiej – zwłaszcza wzdłuż Bobru, Łomnicy, Kamiennej i Jedlicy. Tylko w ciągu 24 godzin po stronie śląskiej były 4 ofiary śmiertelne, a po stronie czeskiej aż 120; łączna liczba ofiar wynosiła tam 135 osób. Straty materialne szacowano na 10 milionów marek po stronie śląskiej i 7 milionów guldenów po stronie czeskiej.
W Jeleniej Górze tereny położone w pobliżu Bobru, Kamiennej i Młynówki, znalazły się pod wodą. Między rejonem ulicy Grunwaldzkiej a Wzgórze Krzywoustego powstało jezioro, a po opadnięciu wód tamtejsze łąki pokryte były grubą warstwą mułu. Wielki most na Bobrze dziś ulica Grunwaldzka, zalany został wodą, podobnie jak most na Kamiennej w pobliżu stacji. PKP Zachód, nie mówiąc o pozalewanych lub pozrywanych kładkach na Bobrze. W domach w rejonie ulicy Grunwaldzkiej woda sięgała do piętra, a nawet po sam dach. Pod wodą znalazły się ulice: Poznańska, Pijarska, Kilińskiego, Sobieskiego, Nowotki i inne. Ulica Grunwaldzka została całkowicie zniszczona. W fabrykach położonych nad Bobrem i Kamienną, woda zalała hale produkcyjne, a po jej ustąpieniu, usuwanie szkód zajęło wiele dni
W papierni zalegały zwały przemieszanych ryz papieru, błota, mebli i części żelaznych. Z cementowni Hauslera woda zabrała około 1.500 beczek, w tym wiele pełnych, a także różne inne przedmioty. Budynki mieszkalne na ogół były tylko w pewnym stopniu uszkodzone, ale woda zasypała wnętrza mułem i wynosiła wyposażenie – od naczyń po meble i ubrania, a szczególne straty wynikły z uniesienia przez fale zbiorów żyta z gospodarstw, mąki z młynów i drewna z domów. Widziano także płynące całe dachy. Wśród miast Jelenia Góra nie była najciężej doświadczona, ale straty we własności prywatnej wyceniono na 434.334 marki, a we własności komunalnej na około 30.000 marek.
W kilkakrotnie mniejszych Kowarach, straty obliczono na 1.245.000 marek, 29 domów zostało zniszczonych całkowicie, 14 częściowo. Woda zniszczyła tam nawet żelazne mosty i zabrała kilka tysięcy cetnarów węgla (cetnar to około 50 kg). W Kowarach dolnych, Jedlica utorowała sobie nowe koryto, niszcząc wszystko, co było po drodze. Powódź sparaliżowała niemal całkowicie komunikację, a nawet przerwała wiele połączeń telefonicznych. Linie kolejowe z Jeleniej Góry do Cieplic i do Łomnicy, znalazły się pod wodą. Ostatni pociąg do Cieplic prze przerwaniem ruchu jechał zanurzony w wodzie do połowy wysokości.
W Kowarach, nasyp kolejowy przerwany został na długości 30 m. Wody podmyły również tory, na długim odcinku poniżej Karpacza. W południowej części Jeleniej Góry, po powodzi nie były rzadkością dziury w drodze głębokości do 75 cm. Dalej ku Cieplicom, zginęło 25 sztuk bydła, a w jednej tylko fabryce mebli Wallfischa, porwane zostały lub zniszczone przedmioty wartości 5.000 marek. Na moście na Kamiennej, przy gospodzie Kutznera, zatrzymało się około 25 pni drzew uniesionych z tartaku oraz wyrwane z domów okna, drzwi i płoty, tak że most był niemal nie do użytku. Na szosie do Cieplic, osadziły się wielkie masy piasku i drewna. W samych Cieplicach zniszczeniu uległy nawierzchnie ulic, most na Wrzosówce, kąpielisko i częściowo niektóre domy. Na ulicach zalegały stosy kamieni.
Karpacz przez kilka dni nie miał połączenia ze światem, gdyż wszystkie mosty – nie wyłączając kamiennych i żelaznych, zostały zniszczone. Woda zburzyła zupełnie 9 budynków, elektrownię, a w papierni Frankego – pogięły i zgniotły żelazne rury o średnicy 75 cm oraz zabrały duży zapas drewna. Pnie toczone przez wodę zostały po drodze okorowane. Długość uszkodzonych dróg wynosiła 2.300 m. Łomniczka popłynęła nowym korytem, podobnie Łomnica w obrębie Płóczek, gdzie zrujnowanych zostało 5 domów i młyn. Huk głazów toczonych przez te rzeki słychać było w najdalszych częściach Karpacza.
W Łomnicy wody uszkodziły 9 domów, a w drodze wyrwały dziury do 2 m głębokości. Według spisu 16 mostów i kładek znikło zupełnie, a ich podpory wciśnięte zostały w ziemię. W Podgórzynie uszkodzone zostały lub zniszczone prawie wszystkie mosty i kładki, a także umocnienia brzegów, zbudowane poprzednio wielkim kosztem. W Mysłakowicach, wody znacznie uszkodziły 2 mosty, w Karpnikach 17 mostów i kładek, a w Zachełmiu zniszczone zostały 4 budynki.
Bardzo duże zniszczenia dotknęły Kostrzycę i Ścięgny, a także Piechowice, gdzie niektóre zabudowania, zwłaszcza gospodarcze, zostały całkowicie zniszczone, a wiele domów wody uszkodziły lub podmyły. Zniszczenia dotknęły też Siedlęcin, Wrzeszczyn, Starą Kamienicę i Barcinek. Po stronie czeskiej sytuacja przedstawiała się jeszcze bardziej dramatycznie. Było tam wiele ofiar śmiertelnych i ogromne straty materialne. Powódź w 1897 roku, jest jedyną o której wydano niewielką książkę, w której zawarto obszerny materiał z którego zaczerpnięto tylko niektóre dane.
Rok 1906 zaliczał się w Kotlinie Jeleniogórskiej do wyjątkowo suchych. Wszystkie miesiące z wyjątkiem marca, aż do sierpnia wykazywały niedobór opadów w stosunku do średniej rocznej i nie zrekompensowały tego nawet długotrwałe deszcze wrześniowe, które doprowadziły do bardzo gwałtownego wezbrania. Największe opady przypadły na 20 września. W Karpaczu w ciągu doby zmierzono 71,5 mm opadu; temperatura w dzień wynosiła 9 o C i utrzymywała się mgła, wśród której daleko dało się słyszeć podobny do grzmotów huk staczających się mas kamieni, a nabrzeża zostały uszkodzone i podmyte w wielu miejscach.
Kamienna wezbrała silnie pod wieczór 20 września. Około godziny 23 zaalarmowano straż wodną, by otworzyć jazz powodziowy koło Dinglinger. Woda wystąpiła z brzegów poczynając od Cieplic do Jeleniej Góry. Rzeka niosła wiele drzew, które gromadziły się przy kładkach i mostach. W Cieplicach Kamienna zaczęła opadać około godziny 3 w nocy 21 września, kiedy to szczytowa fala osiągnęła ujście tej rzeki do Bobru. Tam opadanie wody obserwowano od godziny 5 rano. Rano Kamienna powróciła już do swego koryta.
Podobnie gwałtowny charakter miało wezbranie Łomnicy. We wsi szczególne nasilenie opadów obserwowano od godziny 17 dnia 20 września. Niebezpieczny poziom wystąpił około godziny 22, a szczytowy o godzinie 24. Koło karczmy sądowej część wody popłynęła drogą i wdarła się do niżej położonych domów. Koło młyna woda utorowała sobie drogę w prawo od koryta aż po nasyp olejowy. Groble usypane powyżej mostu, którym szosa przekracza rzekę koło gospody Kinnera, wytrzymały wprawdzie napór wody, ale doznały znacznych uszkodzeń.
Wezbranie Bobru znacznie zakłóciło budowę zapory pod Pilchowicami. Powstawała tam wówczas tama, która miała kierować wodę rzeki do przygotowanego obejścia, aby umożliwić wznoszenie właściwej zapory. Gdy rdzeń betonowy był właśnie gotowy, ale jeszcze nie zabezpieczony przez przysypanie z obu stron ziemią, wezbrany Bóbr zalał go, podmył i w dużej części wyrwał. Opóźnienie w pracach sięgało około 4 tygodni, a straty na budowie oceniano na 15.000 marek.
Ustąpienie powodzi nie wynikało jednak z poprawy pogody. Jeleniogórska gazeta pisała tydzień później – z regionu przedgórza Sudetów donoszą, że w ciągu ostatnich 14 dni spadło ponad 180 mm deszczu, a przy tym było ciągle zimno. Dnia 26 września rano i kilkakrotnie w ciągu dnia w całym obszarze Przedgórza wystąpiła zamieć śnieżna.
W 1915 roku kilkudniowe, nieprzerwane opady osiągnęły szczególne nasilenie 5 września. Powódź, choć doszło w niektórych miejscach do wyrównania rekordowych stanów wód z 1897 roku, trwała zaledwie kilka godzin. Kamienna w Piechowicach wystąpiła z brzegów 5 września 0 godzinie 22, a już około godziny 3 tej nocy zaczęła opadac. W Strupicach Bóbr gwałtownie przybrał 6 września około godziny 4; w Jeleniej Górze na prawym brzegu Bobru wody zalały fabrykę, gdzie jeszcze około godziny 9 było zupełnie sucho. Już o godzinie 12 z Kamiennej Góry donoszono o opadaniu wód, a w Jeleniej Górze zauważono je około godziny 15 30.
W zbiorniku pilchowickim, dnia 5 września o godzinie 16 zmagazynowane było 24 mil.m3 wody. Wówczas dopływ się gwałtownie nasilił – od 30 m3/s po południu do 400 m3/s nazajutrz około godziny 10. O godzinie 5 dnia 7 września, poziom wody sięgnął brzegu przelewu stokowego, tj. napełnienie zbiornika doszło do 50 mil m3 wody. Dla odciążenia przelewu, zwiększono przepływ przez sztolnię obiegową i rury przepustowe, tak że odpływ ( 130 m3/s + 40 m3/s przez przelew) zrównoważono z dopływem do zbiornika wynoszącym rano 7 września właśnie 170 m3/s. Nie wykorzystano całej przepustowości sztolni i rur, aby uchronić od szkód urządzenia zainstalowane poniżej zapory. Ponieważ swoisty wodospad powstał po raz pierwszy od zabudowania zapory, wiele osób zgromadziło się, aby go obejrzeć. Pierwszej poważnej próbie poddane zostały również inne urządzenia zabezpieczające. W zbiorniku cieplickim na Wrzosówce, 6 września o godzinie 7 rano poziom wody wynosił już 8 m. Lokalna gazeta cieplicka pisała: Zbiornik napełniony jest na całej przestrzeni od Sobieszowa po dolną część Cieplic – Malinnik, tak że woda sięga już tylko 1 m poniżej korony zapory. Za nią rozciąga się wielkie jezioro. Kamienna i Wrzosówka prowadzą ku kotlinie nadzwyczajne ilości wody i tworzą małe jeziora przy ujściach pomniejszych dopływów, które znajdują się znacznie poniżej obecnego poziomu obu wspomnianych rzek. Gdybyśmy nie mieli zbiorników, powstałaby z pewnością powódź, jakiej nie widziano od 1897 roku.
Podobne zjawiska wstecznych spiętrzeń wody zaobserwowano na dopływach Bobru – w Strupicach na potoku Złotucha płynącym z Dziwiszowa i w Jeleniej Górze na Kamiennej, co spowodowało zalanie dolnej części Zabobrza, a także łąk aż po wiadukt kolejowy. Urządzenia ochronne sprawdziły się, lecz nie zapobiegły całkiem stratom; w Strupicach nastąpiło zalanie łąk przez wody gruntowe. Niektóre umocnienia prawego brzegu Bobru poniżej mostu kolejowego w Strupicach zostały zniszczone. Tam, gdzie ich nie było, Bóbr tworzył jeziora. Powyżej Strupic takie jezioro sięgało aż po Maciejową i Dąbrowicę. Podobnie było w Grabarach, gdzie szosa wiodąca od mostu na Bobrze do Rittergut znalazła się 1 m pod wodą.
W samej Jeleniej Górze, Bóbr przerwał nie ukończony jeszcze wał ochronny koło Scillelgarten, wyrządzając szkody w przyległych posiadłościach. Aby usunąć wodę rozlewającą się po ogrodach, dnia 7 września przed południem wykonano przekop w innym miejscu wału – szerokości najpierw 75 cm, a potem 2 m.
Kamienna w Piechowicach zerwała kamienne nabrzeże na odcinku 10 m w pobliżu kościoła i zniszczyła śluzę przy starej fabryce kwasu siarkowego, a także uszkodziła masywny most w górnej części wsi. Krótkotrwała, ale dotkliwa powódź objęła całą Kotlinę Jeleniogórską. Oto niektóre doniesienia prasowe: w Karpaczu deszcze i topnienie śniegów spowodowały całkowite napełnienie zbiornika zaporowego. W Szklarskiej Porębie Kamienna zerwała kilka mostów. W dolnej Łomnicy zalane zostały dwa parki. Dąbrowica stała się niemal wyspą – przejezdna została tylko droga do Maciejowej. W Barcinku zalana została papiernia, a wody Kamienicy wyrwały duże fragmenty stromych brzegów oraz zasypały piaskiem i kamieniami okoliczne łąki.
Relacje prasowe pełne są, jak widzieliśmy, satysfakcji, że system urządzeń ochronnych znacznie zmniejszył rozmiary szkód i pozwolił zapobiec większej katastrofie.
Kolejna powódź o znacznym zasięgu miała miejsce w 1926 roku. Dnia 17 czerwca jeleniogórska gazeta donosiła, że pomimo silnych opadów i wielkich szkód powodziowych w całych Niemczech, w Karkonoszach i Kotlinie Jeleniogórskiej, nie można mówić o katastrofie. Bóbr i Kamienna wypełniły swoje koryta, ale nie wylały z nich. Przy wiadukcie kolejowym w Jeleniej Górze, stan Bobru wynosił 2,07 m, a przepływ – 300 m3/s. W Pilchowicach wówczas, tj. 16 czerwca, spodziewano się w ciągu doby przelania się wody przez przelew stokowy, choć odpływ pozostałymi przepustami wynosił 175 m3/s, a ilość wody w zbiorniku doszła do godziny 11 do 47 mil m3. Skądinąd wiadomo, że w tym samym roku przelew stokowy został użyty, ale wspomniana gazeta nie podaje daty. Informuje natomiast, że pozostałe zbiorniki w dorzeczu Bobru zgromadziły do 18 czerwca 8 mil m3 wody i napełniały się nadal. Zbiornik cieplicki przekształcił się w wielki jezioro obejmujące aż stawy podgórzyńskie i sięgające aż po Podgórzyn i dolinę potoku Choiniec. Te silne opady miały miejsce w warunkach przesuwania się frontu atmosferycznego z rejonu Włoch ku północy. Prawdziwa katastrofa miała dopiero nadejść.
Dnia 2 lipca komunikat meteorologiczny brzmiał: strefa opadów wraz z frontem wytworzonym nad Półwyspem Bałkańskim osiągnęła Śląsk wczoraj po południu. Ubiegłej nocy doszło, zwłaszcza na Górnym Śląsku i w górach, do silnych opadów. Na Śnieżce zanotowano 41 mm, w Szklarskiej Porębie Górnej 20 mm deszczu. Za frontem posuwają się cieplejsze i suchsze masy powietrza wschodnioeuropejskiego. Nazajutrz czytamy: front wraz z zaburzeniami przesuwał się ku zachodowi. Nadciągnęło cieplejsze powietrze wschodnioeuropejskie. Nastąpiły rozpogodzenia i wzrosła temperatura. W cyrkulacji wschodniej, która zapewne utrzyma się w najbliższym czasie, występują jeszcze słabe zaburzenia, które mogą wywołać niewielkie opady. Tylko w górach grożą opady bardziej nasilone. Na Śnieżce zanotowano 6 mm opadu. Dnia 4 lipca Dolny Śląsk znajduje się w zasięgu ciepłych mas powietrza, co spowodowało silne burze, którym towarzyszyły nadzwyczaj obfite opady w górach. Na Śnieżce zanotowano 80 mm, w Szklarskiej Porębie 53 mm, na Hali Szrenickiej 70 mm deszczu.
A oto niektóre relacje prasowe w dosłownym brzmieniu:
Tramwaje jadące do Podgórzyna i Sobieszowa musiały zawracać w pół drogi. Kamienny most przy hotelu Tietza w Sobieszowie został w połowie zburzony przez spienione fale. Ten sam los zagraża mostowi przy hotelu Zum Verein. Przyniesione z gór drzewa uderzają ze straszliwą siłą w filary mostu i grożą mu zniszczeniem. W Górnym Podgórzynie, wody porwały stodołę i zmyły część stajni. Góry osadów naniesione zostały przed hotel Tietza i utrudniają jakikolwiek ruch. Przez salę hotelu von Beyera w Jagniątkowie przepływają duże pnie drzew, niszczą one domostwa i zabudowania gospodarcze.
W Jagniątkowie, w hotelu położonym u zbiegu trzech potoków, całe pierwsze piętro zostało zupełnie zasypane, gdyż fale wyłamały drzwi oraz okna i osadzały piasek, kamienie i kawałki drzew – donosiła prasa. W znajdującej się poniżej hotelu szlifierni szkła Neumanna, korzystającej z napędu wodnego, woda zniszczyła – oprócz budynku głównego – wszystkie zabudowania, łącznie z kołami napędowymi...
...Wytrzymałość wałów zbiorników wodnych wystawiona została na próbę, przede wszystkim przez masy toczonych przez wody kamieni oraz przez pnie, które uderzały ze straszliwą siłą. Ogromna część plonów została zniszczona. W Podgórzynie 6 domów wody zniszczyły zupełnie, a pewną ilość dalszych – ciężko uszkodziły, tak że mieszkańcy zmuszeni byli do ich pośpiesznego opuszczenia. Ofiarą powodzi padła tez duża część bydła i nierogacizny. Na ocalałych mostach zatrzymywały się pnie, całe drzewa i porwane z domów sprzęty, piętrząc się tworzyły takie masy, że wody szukały sobie nowych łożysk i toczyły się spienione ulicami, drogami i ogrodami. Pnie o średnicy pół metra, wody rozrzucały na ulicach i ogrodach. W Karpaczu oba brzegi Łomnicy dość daleko w głąb przypominały gruzowisko. W górnej części miasta, woda wdarła się do wielu domów. Krawędzie dróg zostały zerwane do szerokości 2 m. W Płóczkach potoki górskie popłynęły nowymi korytarzami i wyżłobiły je tak, że głębokość mierzy się na metry...
Urzędowy komunikat głosił: ... Fale niosły oprócz wielkich ilości toczonych kamieni, przede wszystkim ogromne masy drobnego mułu. W wielu zabudowaniach mieszkalnych i gospodarczych – jeśli nie zostały zniszczone przez kamienie – wielkie szkody wynikały z zasypania piaskiem i mułem sprzętów domowych, a zwłaszcza zapasów żywności i innych materiałów, których zgromadzono szczególnie wiele z uwagi na rozpoczynający się sezon. Ogrody zamieniły się a zwały gruzu. Zniszczone zostały kilometry murów nadbrzeżnych. Obrywy i obsunięcia spowodowały uszkodzenia szos...
Najobfitsze ulewy w Karkonoszach miały miejsce 2 lipca wieczorem: pierwsza około godziny 20, druga około 23, zaskakując mieszkańców, którzy udali się na spoczynek nocny. Ponoć w Sobieszowie, w hotelu usłyszano szum wody, a gdy z ciekawości otwarto drzwi – ta już wdarła się do wnętrza, a po kilku minutach, płynęła także przez okna znajdujące się na wysokości 1 m. Woda niosła niekiedy nawet duże pnie i bloki skalne. W Górnym Podgórzynie, znalazł się blok kamienny o objętości 3 m3. Ponadto fale unosiły fragmenty niszczonych domów, zwłaszcza sprzęty domowe. Wszystko to gromadziło się pod mostami, zatrzymywane przez filary lub same mosty. Wspomniany urzędowy komunikat, wymienia miejsca działania saperów, których sprowadzono, by zapobiegli spiętrzeniu się wód za tak powstającymi przeszkodami, mianowicie w Sobieszowie koło hoteli Tietza i Zum Verein oraz w Podgórzynie. Zerwane zostały umocnione mosty w Jagniątkowie koło hotelu Beyera i przy młynie w Kostrzycy oraz w Sobieszowie. Jak dowiadujemy się z prasy, most betonowy przy hotelu Tietza w Sobieszowie, nie wytrzymał naporu wody i niesionych przez nią gruzów i połowa jego zawaliła się. W Szklarskiej Porębie Kamieńczyk nie tylko zniszczył umocnienia brzegów, ale niektóre z nich znikły bez śladu, uniesione przez nurt. Wszystkie mosty na Szklarce zostały zniszczone. Szosę z Piechowic do Szklarskiej Dolnej, wody Kamiennej zerwały zupełnie na odcinku 100 m.
Szkody w dorzeczu Łomnicy były mniejsze niż w dorzeczu Kamiennej, a zwłaszcza jej dopływów: Podgórnej i Wrzosówki. Niemniej jednak w Kowarach zanotowano wyższy poziom wody niż w 1897 roku. Grubość naniesionych osadów na podwórzu piekarni przekroczyła 30 cm. Zalana była część rynku kowarskiego, a woda wdzierała się do pomieszczeń. Pod wodą znalazł się teren fabryki Partscha w dolnej części miasta. W Karpaczu koło zapory, dzika Łomnica utorowała sobie nowe koryto, zalewając i wyrywając wszystko, co było po drodze. Zerwany został most przy zaporze. W Kostrzycy zniszczeniu uległ masywny dom, którego mieszkańcy z trudem uratowali życie. Zerwany był most koło fabryki Diensta, a szosa koło młyna Ulbricha zniszczona została na szerokości 7 m. Ruch kołowy odbywał się okrężnie przez Ścięgny i Miłków.
W Wojkowie zerwany został most między Nowym Dworem a Brzeźnikiem, a podmyty most na drodze z Kowar do Górnego Bukowca. Kalnica wystąpiła z brzegów. Wszystkie drogi zostały uszkodzone. W parterowych mieszkaniach poziom wody doszedł do 75 cm. W dawnej fabryce dywanów w dolnym Wojkowie, woda wlewała się tylnymi a wylewała przednimi drzwiami. Powódź dotknęła także Bukowiec, gdzie zalane zostały użytki rolne, a woda wdzierała się do domów.
W wielu miejscach wody spływając po skarpach uszkodziły je, powodując tym samym zasypanie zwałami ziemi torów kolejowych na znacznych długościach między stacjami Kowary i Kowary Górne. Tory podmyte zostały w pobliżu stacji Mysłakowice – Orzeł, Kostrzyca i Kowary. Koło stacji Kostrzyca na długości aż 15 m, pod torami brakowało zupełnie nasypu z powodu całkowitego zmycia przez wodę. W Podgórzynie stan wody doszedł do 5-6 m. Kilka domów zostało zniszczonych. Wrzosówka stała się w Sobieszowie rzeką 100 m szerokości, rozlewając się na ulice i ogrody. Zwały piasku przed hotelem Tietza osiągnęły wysokość 50 cm, uniemożliwiając ruch tramwajowy.
Zbiorniki w dorzeczu Kamiennej zatrzymały 4,25 mil m3 wody, w zbiorniku pilchowickim stopień napełnienia wynosił 2/3. Powódź w zasadzie, nie rozprzestrzeniła się poniżej zapór, ale jest wiadomość o zalaniu przez wezbrane wody Kamiennej, niżej położonych ogrodów na północ od zbiornika w Cieplicach. Gazety z następnych dni uzupełniają obraz szkód. W Piechowicach rzeka Kamienna zniszczyła zupełnie umocnienie brzegowe na odcinku 1,5 km. Leżące za nimi ogrody zostały zmyte nawet do 20 m w głąb. Zniszczone też zostały przewody nie tylko elektryczne i telefoniczne, lecz i gazowe. Fabryki nie mogły pracować z powodu zasypania mułem i piaskiem. W Karpaczu zmiany biegu Łomnicy nastąpiły w kilku miejscach np. w lesie powyżej zapory. Przez przepusty zapory przepływały nawet całe belki i zatrzymywały się, wisząc w powietrzu. Trzeba je było stamtąd usuwać. Tramwaje do Podgórzyna jeździły jeszcze 4 lipca po torach zalanych przez wodę.
Rok 1930 przyniósł powódź w nietypowej porze roku. Gazeta jeleniogórska pisała:.. W ciągu ostatnich 24 godzin na Śląsku zanotowano 50 – 60 mm opadów. Prawie wszystkie potoki i rzeki wezbrały. Na szczęście w wyższych górach padał tylko śnieg, w niespotykanych ilościach. W Karpaczu Górnym zanotowano 60 – 70 cm śniegu, w Szklarskiej Porębie spadło 37 cm śniegu...Ta sama gazeta podawała dane rejestrowane przez stację meteorologiczną na Śnieżce: z 27/28.10. siła wiatru wynosiła 8 – 9 stopni, a opady 79,5 mm.
W tym samym czasie w Kowarach, szalała 2 dniowa burza śnieżna, która uszkodziła nie tylko przewody, ale nawet żelazne maszty sieci energetycznej i telefonicznej. Na drogach pojawiły się zaspy, a wezbrane potoki nie okazały się groźne, Nieprzerwany opad, trwający 55 godzin, spowodował wystąpienie potoków z ich koryt: zalanie Grabar, Strupic i Cieplic w dolinie Kotliny Jeleniogórskiej.
W źródłach okresu międzywojennego, odnotowano jeszcze wzmianki o dużej powodzi na przełomie sierpnia i września 1938 roku. W niektórych rejonach u podnóża Karkonoszy jej rozmiary przekroczyły zasięg powodzi 1897 roku.
Zapora i zbiorniki w Pilchowicach, nie zapobiegły zalaniu centrum Wlenia, w którym poziom wód przekroczył wysokość 1 m. Zalane też zostały wsie w dolinie Bobru aż po Lwówek. W ciągu 3 tygodni od 21 sierpnia do 11 września 1938 roku, stacje meteorologiczne w Górach Izerskich zarejestrowały sumę opadów wynoszącą 35,6% średniej całorocznej, a w Karkonoszach nawet 44,6%. Jeśli porównać zmierzoną wówczas sumę opadów z teoretyczną wielkością przypadającą na ten okres, to otrzymamy 549% dla Gór Izerskich i 616% dla Karkonoszy. Powódź w 1938 roku w Karkonoszach nie należała do szczególnie wielkich, jednak w kilku stacjach sumy opadów sierpniowych okazały się rekordowe: Śnieżka 386 mm, Szklarska Poręba 287 mm, Jelenia Góra 215 mm.
W okresie powojennym, kilkakrotnie miały miejsce groźne powodzie, a największa 100 lat po tej tragicznej w 1997 roku, o czym będzie później.
Z przytoczonych tu informacji, można wysnuć wniosek, że częstotliwość i rozmiary powodzi nasiliły się wyraźnie w 2 połowie XIX wieku, a jego ostatnie 2 dziesięciolecia uznać należy za rekordowe pod tym względem. Już około 1882 roku wyrażano pogląd, że mogło to być efektem zmian klimatycznych, a jako ich przyczynę wymieniano postępujące wylesienie gór. Zauważono też że szkody powodziowe odczuwane są jako dotkliwe w miarę wzrostu gęstości zaludnienia i intensywności gospodarczego wykorzystania terenów podgórskich.
Działania zapobiegawcze podjęto w początkach XX wieku w dwóch kierunkach: zalesienia stoków górskich i budowy 7 zbiorników retencyjnych – przeciwpowodziowych. Równocześnie na potokach, zbudowano wiele urządzeń korekcji progowej, spowalniających odpływ wód z obszarów źródłowych i osłabiających siłę fali powodziowej. Najwcześniej prace te rozpoczęto na Jedlicy w rejonie Kowar, gdzie na długości około 2,5 km przy spadku wynoszącym 400 m, zbudowano aż 60 przegród w korycie wysokości od 0,5 – 3,5 m. Pierwszy raz system zabezpieczeń sprawdził się podczas powodzi we wrześniu 1915 roku.
Omawiany system funkcjonuje do dziś. Wymaga jednak gruntownej restauracji, a może czasem nawet przebudowy, jeśli ma nadal spełniać skutecznie swoją funkcję.
1mm = 1 litr wody na 1m2 powierzchni, 10 mm = 1 wiadro wody na 1m2 powierzchni.
Są to prace Instytutu Geograficznego. Seria A. Tom VI. Wrocław 1991 rok.
Powodzie w Karkonoszach.
Tadeusz Steć i Wojciech Walczak – Karkonosze 1962 rok – fragmenty.
Karkonosze posiadają znacznie większą od Dolnego Śląska opadów. Dla grzbietu Karkonoszy gdzie opady osiągają swoje maksimum, średnia roczna wynosi około 1.500 mm, co stanowi prawie 3-krotną ilość w porównaniu z Niżem. Ponadto opady te nie rozkładają się równomiernie na przestrzeni roku, lecz cechuje je duża niestałość i gwałtowność, szczególnie w miesiące letnie czyli od czerwca do sierpnia.
Rezultatem gwałtownych opadów w terenie górskim są zawsze powodzie. Najgroźniejsze, najbardziej uderzeniowe powodzie zdarzają się latem. Wiosenne topnienie śniegów, choć dostarcza dużych ilości wody nie jest nigdy tak groźne jak letnie ulewy. Odbywa się ono stopniowo, poza tym nocne oziębienia pozwalają spłynąć stopniowo wodom wezbranym w ciągu dnia.
Według danych z XVII – XIX wieku wykazuje, że około 60% wszystkich powodzi przypada na lipiec i sierpień, 30% na maj – czerwiec, zaś pozostałe 10% na pozostałe miesiące. Silne opady zdarzały się w górach zawsze, jednak w dawnych czasach, gdy góry pokrywał szczelny gąszcz lasów i kosodrzewiny, pełniących rolę świetnego magazynu wody i regulatora wilgoci – powodzie nie dawały się aż tak bardzo we znaki człowiekowi. Postępujące odlesienie gór zmieniało powoli ten stan na niekorzyść człowieka. Szczególna seria powodzi zaczęła nękać Kotlinę Jeleniogórską w II połowie XIX wieku, kiedy w związku z doprowadzeniem tuż pod góry linii kolejowych, rozpoczęła się na ogromną skalę prowadzona rabunkowa eksploatacja lasów karkonoskich, zwłaszcza na północnych stokach gór. Nie jest kwestią przypadku, że w okresie 40 lat, kroniki zanotowały aż 11 katastrofalnych powodzi, w czasie których przepływ wody w podkarkonoskich rzekach wzrastał nieraz kilkudziesięciokrotnie w stosunku do stanu średniego.
Szczególnie wielkie były dwie powodzie w 1882 i 1897 roku. Wiązały się tez one z niespotykanymi dotąd opadami, które w połączeniu z ogołoceniem przez człowieka olbrzymich połaci górskich stoków musiały dać katastrofalne wyniki.
A oto dane z lipca 1897 roku, w nocy z 29/30 lipca, w niektórych punktach Karkonoszy w ciągu 10 godzin suma opadu wynosiła 120 – 150 mm, czyli w ciągu 10 godzin na każdy 1 m2 powierzchni wypadło po 120 – 150 litrów wody, tj. 12 – 15 wiader wody na każdy 1m2.W rezultacie wody powodzi zniszczyły dziesiątki kilometrów dróg, mostów, zrujnowały domy, zebrały obfite żniwo w ludzkim życiu. Koło Wlenia, gdzie normalny przypływ Bobru wynosi średnio 12 m3/s, wzburzona rzeka toczyła 1200 – 1500 m3/s, a więc 100 – 120 razy więcej niż normalnie. Poziom wody na rynku Wlenia wynosił 2,5 m i utrzymywał się przez 3 dni.
Szkodliwą falę powodziową tj. ilość wody nie mieszczącą się w tzw. szerszym łożysku rzeki, oszacowano na około 50 mil m3. Szkody tej jednej powodzi wyrządzone w Karkonoszach i na obszarze Kotliny Jeleniogórskiej oceniono na około 10 mil marek niemieckich. Nie można było już dłużej nie reagować. Władze krajowe – Sejm Śląski, uchwalają 3 lipca 1900 roku specjalną ustawę przeciwpowodziową.
W oparciu o założenia wybitnych fachowców, opracowano dla całych Sudetów czyli i Karkonoszy, szczegółowe plany zabudowy przeciwpowodziowej. Plany te idą w kilku kierunkach: na terenie Karkonoszy i Kotliny Jeleniogórskiej brzegi potoków zostają obudowane – zwłaszcza na obszarze miejscowości – wysokimi do 4 – 9 m kamiennymi murami. Ponieważ średnio promile spadku górskich potoków w Karkonoszach jest niezwykle wysoki (dwa razy większy niż w Tatrach) i wynosi 100 – 200m na 1 km ich biegu – w rezultacie czego więcej szkód od samej wody powodują niesione przez nią ogromne głazy, które rozpędzone jak tarany biją w brzegi – w najbardziej stromych miejscach pobudowano murowane przegrody rumowiskowe 3 – 5 m wysokości, gdzie owe głazy oraz rumosz skalny mogłyby być zatrzymane. Szczególnie liczne są one na Łomnicy i Jedlicy.
Poza przegrodami zbudowano również wiele mniejszych progów do 2 m wysokości, mających za zadanie osłabić niszczącą siłę wody. Np. tylko na jednym krótkim 2,5 km ale bardzo stromym 160 o/oo górnym odcinku Jedlicy wzniesiono 60 przegród i około 40 progów. Te inwestycje rozwiązywały po części problem powodzi od grzbietu Karkonoszy do ich podnóża tj. Karpacz – Przesieka – Szklarska Poręba, gdzie przy dużym promilu spadku, nawet wąskie stosunkowo koryta były w stanie przepuścić wielkie ilości wody. Nie rozwiązywały natomiast problemu nadmiaru wody na płaskim terenie Kotliny Jeleniogórskiej, gdzie spadek ten zmniejszył się nagle ze 100 – 150 do 5 – 10 o/oo. Tu już konieczne były zbiorniki przeciwpowodziowe.
Początkowo zaplanowano jeden zbiornik w Pilchowicach, obliczony – zgodnie z danymi z 1897 roku – na 50 mil m3 wody. Jednak w tym układzie zbiornik byłby w zasadzie stale pusty, napełniając się jedynie w czasie przyborów. Uniemożliwiało to spiętrzenie wody dla celów energetycznych, a poza tym nie rozwiązywało problemu powodzi między Karkonoszami a zbiornikiem, a więc na terenie całej Kotliny Jeleniogórskiej. Wobec tego zadecydowano utrzymywać stale w zbiorniku minimum 20 mil m3 dla celów energetycznych, powstały zaś przez to niedobór wyrównać szeregiem małych zbiorników sezonowych o łącznej kubaturze ponad 16 mil m3 w górnym biegu Bobru powyżej dużych miast, co rozwiązywało równocześnie problem powodzi w Jeleniej Górze, Cieplicach czy Kamiennej Górze. W ten sposób powstały zbiorniki retencyjne na Bobrze powyżej Lubawki w Bukówce – 2,2 mil m3, na Zadrnej koło Krzeszowa 0,8 mil m3, na Łomnicy koło Mysłakowic – 3,5 mil m3, na Wrzosówce – Podgórnej koło Cieplic 5,6 mil m3 i największy na Kamiennej koło Cieplic 6 mil m3. Razem 17,6 mil m3, co w połączeniu z rezerwą zbiornika pilchowickiego wynoszącą 30 mil m3 daje w przybliżeniu 47,6 mil m3, a więc szkodliwą falę powodziową z 1897 roku. Zaplanowane inwestycje zostały wykonane w latach 1902 – 1912 . Jak wykazała późniejsza praktyka, zbiornika zdały w zasadzie egzamin. Kotlinie Jeleniogórskiej przestało zagrażać widmo katastrofalnych powodzi.
Ów system średnio dwukrotnie w roku wyłapuje mniejsze, a raz na parę lat stawia skutecznie czoło większym powodziom. Jednak generalną próbę praktyczną przyszło mu zdać w czasie niezwykle bogatego w opady lata 1938, bardzo podobnego do owego strasznego w 1897 roku. W ciągu 20 dni, od 24 sierpnia do 13 września, masa przepływu wody z Karkonoszy do Pilchowic wynosiła okrągło 232 mil m3, co równa się całorocznej masie suchych lat. Powódź uderzyła dwoma falami, oddzielonymi zaledwie tygodniową przerwą. Pierwsza dotarła do Pilchowic 26 sierpnia.
Małe zbiorniki górne uchwyciły 11,5 mil m3, zaś główny zbiornik pilchowicki 30,7 mil m3. Łącznie więc wszystkie zbiorniki złapały w ciągu niewielu godzin 42,2 mil m3, redukując falę powodziową z 500 m3 na zaledwie 117 m3/s, a więc do 1/3. Sytuacja stała się krytyczna, gdy niespodziewanie tydzień później tj. 1 września przyszła druga prawie równie silna fala powodziowa. Zastała ona górne zbiorniki prawie puste, natomiast zbiornik pilchowicki był jeszcze niemal prawie pełen i miał zaledwie 7,5 mil m3 rezerwy. Łącznie zbiorniki mogły uchwycić zaledwie niewiele ponad 16 mil m3. Ilość wody w głównym zbiorniku osiągnęła rekordową liczbę 52 mil m3, a pomimo otwarcia wszystkich przepustów i przelewów wypuszczających blisko 400 m3/s, poziom jeziora znajdował się zaledwie 60 cm poniżej korony zapory. Ale nawet i w tym drugim etapie udało się dzięki tamom zmniejszyć falę powodziową z 520 na 390 m3/s, a więc jednak o 25 %. Podobną, choć nieco mniejszą powódź powstrzymały tamy ostatnio w lipcu 1958, 1977 i bardzo dużą w 1997 roku.
Urządzenia przeciwpowodziowe Karkonoszy są nieustannie konserwowane. Ich nienaganne działanie jest szczególnie ważne dziś, kiedy smutna spuścizna powojenna w postaci zarażonych kornikiem olbrzymich połaci lasów wymaga radykalnych cięć w drzewostanie, co powoduje że na północnych stokach Karkonoszy mamy sytuację podobną jak w II połowie XIX wieku, co potęguje niebezpieczeństwo powodzi.
Od 1962 roku do dzisiaj minęło ponad 50 lat. Mieszkańcy podkarkonoskich miejscowości byli naocznymi świadkami jak lasy Karkonoszy umierały stojąc. Pomogły im w tym nie tylko korniki jak autor sugeruje ale może jeszcze bardziej wyziewy przemysłowe z Czech, Niemiec i Polski, skupione w pobliżu Worka Turoszowskiego. W latach 70-tych, specjalnie sprowadzone jednostki wojskowe, zajmowały się wycinaniem lasów w Karkonoszach. Podobne zjawisko wystąpiło po stronie czeskiej, lecz Oni po wycince wyrwali z korzeniami również pnie. Po polskiej stronie pnie pozostawiono dzięki czemu szkodniki ruszyły do pracy. Założono specjalne pułapki zapachowe, ale czy one wszystko załatwią. W latach 90-tych, rozpoczęto masowe zalesianie Karkonoszy ale tym razem różnymi gatunkami drzew. Jednak jak się okazało, te małe sadzonki są doskonałym przysmakiem dla zwierząt tam żyjących. Kto zwycięży? Zobaczymy!
W II połowie XX wieku, również miały miejsce wielkie powodzie jak w 1958, powódź 100 lecia w 1977 roku i ta największa powódź 1000 lecia w 1997 roku, ale o tym później.
A oto relacje z powodzi w Kowarach w 1897 r. wysłane do kilku gazet, spisane bezpośrednio po katastrofie przez radcę sądowego dr. nauk prawnych Georga Friedlaendera.
...”Deszcz lał strumieniami, była to nieprawdopodobnie parna noc. Musiało być koło północy, gdy rozległy się niezwykłe dźwięki. W domach w dolnej części miasta dawno już zgasły światła. Mieszkańcy beztrosko udali się na spoczynek. Usłyszałem wówczas coraz silniejszy szum przepływającej tuż obok budynku Jedlicy, przeplatany tępymi uderzeniami głazów, które porwała rzeka, miotając je o mury oporowe. Głębokie, niesamowite dźwięki brzmiały niczym wystrzały z armat! Pomimo tego nie czułem większego niepokoju, gdyż podobne sytuacje już się zdarzały i kończyły się przeważnie niedogodnościami, zalaniem piwnic i innymi drobnymi niewygodami.
Kolo godziny 1, rozległa się syrena alarmowa ochotniczej straży pożarnej, zagłuszana chwilami przez głośny szum Jedlicy. Jednak ulice i brzegi Jedlicy pozostały puste. Nawet w najbardziej zagrożonych domach, ludzie spokojnie spali. Gdy poczęło świtać ujrzano to, co do tej pory było jedynie słychać. Żółto – szare, spienione masy wody pędziły łożyskiem rzeki, niosąc belki, drzwi, deski, meble; miejscami wylewając z koryta, zalewając ulicę i chodnik – w tym momencie runął mały dom znajdujący się po prawej stronie i utonął w Jedlicy. Pozostała tylko niewielka reszta: jedna ściana szczytowa z powiewającymi na wietrze firankami i rozrzuconymi sprzętami gospodarstwa domowego. Ludzie uratowali się, skacząc przez okna. Kobieta starała się uratować pościel, lecz w tym momencie izba wraz z łóżkiem zsunęła się do wody, a ona sama ledwie się uratowała.
Szedłem dalej ulicą w mule. Kamienny most, pierwszy w dolnej części miasta, pozostał nietknięty. Poza nim tylko jeszcze dwa mosty – pozostałe, oraz kładki, czy to z kamienia, czy z drewna, czy z żelaza, po prostu zniknęły. W miejscu, gdzie odchodzi pierwsza ulica w kierunku dworca i Karpacza, woda rozmyła nawierzchnię i podmyła mur oporowy. Ścinano drzewa owocowe, aby zatrzymać wodę, która swój najwyższy stan osiągnęła pomiędzy godziną 4 a pół do 5.
Jaki straszliwy obraz rozciągał się w tym właśnie miejscu! Wprawdzie Jedlica rwała i szalała jeszcze w swoim starym korycie, jednak wyżłobiła sobie druga odnogę. Z wielką siłą woda uderzyła w położony nad brzegiem domek drobnego handlarza, który w ostatniej chwili uszedł niebezpieczeństwu, porwała wreszcie dom, pozostawiając jedną wielka izdebkę, wdarła się na ulicę ogrodową, uderzyła w szkołę dla Kowar Dolnych, porywając jeden z pokoi mieszkania nauczyciela, pochłonęła położony obok dom mistrza malarskiego oraz zniosła z powierzchni ziemi dom kupca wraz z przydomowym ogródkiem, najładniejszym w mieście, całą dumą i radością 80 letniego właściciela.
Od rynku płynie szeroka strugą płytka woda, wypływająca ze ścieżki prowadzącej do gospody „Pod Czarnym Koniem”, dokąd dostała się z położonych wyżej terenów. Jakiż straszliwy widok przedstawiają oficyny domów położonych tuż nad wodą. Zbudowano je przeważnie tuz nad rzeką, niektóre sięgały nad lustro wody. Zbliżając się ku nim, obok miejsc, gdzie wczoraj nieledwie stały małe zadbane domki, spozieramy w otwarte resztki izb, warsztatów i magazynów. Tu wisi obraz, niewielki landszaft, na którym błękitne niebo kontrastuje z kolorytem mglistego dnia; tam wejrzeć można głęboko w najtajniejsze schowki w domu rzeźnika, widać też pozostałości po piekarni, po warsztacie blacharskim, którego cenne maszyny uniosła Jedlica.
W oficynie pewnego destylatora znajdowała się stajnia dla koni i mieszkanie woźnicy. Stajnię, konia a także woźnicę porwała woda. Woźnica, spod Kostrzycy, wołał zapewne o pomoc, gdy szalejący nurt pociągnął go pod most Nepomucena; jednak czy ktoś byłby w stanie pomóc? Jego zwłoki znaleziono dopiero w Łomnicy. Zewsząd słychać było wołanie o ratunek i wrzaski przerażenia, jednak nie było możliwości dotarcia do nieszczęśników, gdyż nikt nie był w stanie opuścić podmywanych przez wodę domów. Rozbijano drzwi, okna by ratować dobytek i ludzi...”
Myslakowice.com to niezależny, prywatny portal internetowy poświęcony tematyce Mysłakowic i Dolnego Śląska. Na stronach naszego portalu można zaleźć również informacje o zasięgu krajowym i światowym.
Wszystkie materiały, fotografie, grafiki chronione są na mocy prawa autorskiego i nie mogą być wykorzystywane komercyjnie. Przy cytowaniu na innych strona www należy dodać aktywny odnośnik do strony myslakowice.com.
Dodaj komentarz